Rebizant



W poszukiwaniach genealogicznych rodziny Rebizantów,
odnalazłam najstarsze imiona prapradziadków po mieczu, w USC Gminy Susiec:  
Jan Rebizant i Katarzyna rodowe Guta.

Jan i Katarzyna zmarli na panującą w Rebizantach epidemię tyfusu czy innej choroby,
 
Ich dzieci to:
syn Aleksander,
  syn Mikołaj, 
oraz dwie córki ( imion nie udało mi się ustalić).



Cmentarz w Suścu

    
MIKOŁAJ – BYŁ BRATEM MOJEGO PRADZIADKA ALEKSANDRA ZWANEGO NA REBIZANTACH „TKACZEM”. OBAJ BYLI SYNAMI KATARZYNY Z DOMU GUTA I JANA REBIZANTA, KTÓRZY OSIEROCILI SYNÓW I DWIE CÓRKI, UMIERAJĄC NA TYFUS.


Aleksander, jako najstarszy z dzieci, opiekował się młodszym rodzeństwem (siostrami).
Mikołaja zabili w czasie wojny Niemcy.  

FRAGMENT WSPOMNIEŃ BRONISŁAWY Z DOMU BABIARZ – ŻONY MIKOŁAJA REBIZANTA:
Przed wojną, zaraz po ślubie na odpust pojechałam rowerem z Mikołajem. Stanęłam i słyszę, jak ludzie zaczynają gadać, że ja taka chuda, że nie do roboty, co ten Mikołaj sobie wziął. A Mikołaj mnie za rękę, twardo stanął i mówi, żebym nie słuchała.  Bardzo był dla mnie dobry. W ogień by za mną skoczył. Jasiek nie był zły, ale Mikołaj był bardziej czuły.
Mikołaj zginął w 1942 roku, Niemcy zranili go na Skibowej Osadzie ( gajówka obok Borowca, gdzie mieszkaliśmy) a potem zabili w Suścu. Ciało spoczywało na rampie kolejowej w Suścu. Pochowałam męża w tajemnicy na cmentarzu. Trumnę zrobił nasz sąsiad, dobry człowiek - Adam Gruszczyński. Jego żona Julianna, była moją chrzestną matką. W tym czasie aresztowali też Niemcy mojego brata Bolka, którego podczas śledztwa w Zamościu zabili.
Potem mieszkałam na Rybnicy. Jeszcze jak Mikołaj żył, to się u nas ukrywał Kudybów Julek z Huty. Aresztowania wtenczas na Hucie były, wszędzie, całe rodziny. Ten Julek u nas chował się. Ktoś przyszedł. Jedno wyjście, więc on do szafy. Jak owdowiałam, to się chciał żenić ze mną. Ale ja baba stara już, miałam 26 lat, on kawaler. Mówili, kto ją tam teraz weźmie. Byłam u szwagra Aleksandra, na Rebizantach i na trzecią noc śniło mi się, że Mikołaj zginął. Ale on mówi, nie płacz, Jan się z tobą ożeni. I ożenił się. 67 lat i trzy miesiące byliśmy razem. Drugi mąż oby rano coś zjadł, czapka na głowę i szedł w las a ja sama zostawałam. Mikołaj był gajowym i Jan też. 
 
                                                              
 WSPOMNIENIA MARIANA WAŻNEGO O MOJEJ RODZINIE - CAŁA RELACJA PONIŻEJ, TUTAJ TYLKO FRAGMENT DOTYCZĄCY KATARZYNY I JANA ORAZ ALEKSANDRA, MIKOŁAJA, JEGO ŻONY BRONISŁAWY ORAZ SIÓSTR ALEKSANDRA I MIKOŁAJA:

"Ale to nie jest dom w którym teraz Brońcia ( Rebizant) mieszka, a teraz Rysiek Rebizant, tam nic nie było wtedy, to Jaśko ( Rebizant) dom wybudował. Oni na Niwce mieszkali, może gdzieś w latach siedemdziesiątych, jak poszedł na rentę, to wtedy tu z Niwki przyszedł. A ta działka to była rodzinna, bo Jan Rebizant ( drugi mąż Brońcie Babiarz) to jeden z pięciu braci Natalki. Było ich tam trzech chłopaków: Jan, Eliasz i Olek ( Aleksander) i dwie dziewczyny: Natalka i Helka. Jaśko zatem, to brat rodzony Natalki.
Brońcia ( Bronisława Babiarz po mężach Rebizant), miała dwóch mężów. Pierwszego Mikołaja Rebizanta  i drugiego Jana, kolegę Mikołaja i gajowego. Aleksander Rebizant miał brata Mikołaja i dwie siostry, ale jak miały na imię, nie pamiętam, ale jedna była na Nowinach, a druga była na Krupskach? Tam za mąż powychodziły. Ich rodzice ( moi prapradziadkowie Jan i Katarzyna z domu Guta), umarli na jakiś tyfus, co w Rebizantach był, Mikołaja zabili Niemcy i Aleksander będąc najstarszy, ożenił się i potem tym siostrom musiał spłacać. Wtedy ten krzyż postawili, jak ten tyfus, bardzo dużo ludzi wtedy umarło i był też drugi krzyż, postawili potem kamienny, jest teraz brama w tym miejscu, tam postawiono krzyż drzewiany, mocno duży krzyż i dopiero się ta choroba skończyła na Rebizantach. Bo wymierali ludzie, nie było ratunku, bardzo duży pomór był i to dotyczyło tam więcej od „Tkaczów” Aleksandra „Gmitrów”, tam wymarło dużo, rodzice pomarli ( moi prapradziadkowie Jan i Katarzyna) i został się tylko Aleksander i dwie siostry i narzekał zawsze nieboszczyk dziadek, że musiał tak pracować, tak jeździć i tak spłacać, mówił, że go siostry tym wykończyły, musiał to pole mieć zachowane. jak było, a oni się go ciągle dopominali o spłatę i spłatę i jakoś w końcu spłacił.
 Mikołaja Niemcy zabili. Ale to nie byli bracia! Mikołaj i Jan to koledzy i to samo nazwisko. Jan to brat Natalki a Mikołaj brat waszego dziadka Aleksandra „Tkacza”. Mikołaj był z rodziny Aleksandra „Tkacza”, był to jego brat rodzony. Mikołaj był z tego domu, co dziadek Piotr, czyli był jego stryjkiem. Mikołaj i Jan byli obaj gajowymi, kolegami i jak go ratowali na Skibowej Osadzie, ten Jan kolega, to Mikołaj, bo Jana spotkali Niemcy i mówili: idź zabierz go stamtąd, bo jest raniony gajowy i on pojechał i przywiózł Mikołaja do Suśca, ale nie było ratunku i prawdopodobnie on go prosił umierając, żeby z Broncią się ożenił i Jan mu obiecał, że się jego żoną zajmie i dotrzymał słowa. Mikołaj, jak się ożenił z Bronisławą Babiarz, to mieszkał tam u dziadka, to taka stara chałupa była, po ślubie tam mieszkali, a później się przeprowadzili na Rynnicę, do domu Bronci, gdzie Babiarka, potem się Babiarka przebudowała. Kazik to syn Mikołaja, a Rysiek to syn Jana."

   
 Rodzice mojego dziadka Piotra:  
Anna Rebizant ( rodowe Zaborniak) i Aleksander Rebizant
z dziećmi (od lewej Stefan, Piotr i Andrzej. Na zdjęciu brakuje Jana).
Rebizanty nad Tanwią ok. 1938/ 1939 rok


Cmentarz w Hucie Różanieckiej
                                                                       



                                               Stefan Rebizant - syn Anny i Aleksandra


Fotografię wykonano w Suścu, w domu Janiny ( Drążek) i Jana Rebizant, podczas świąt.
Opis zdjęcia według Władysława Rebizant ( syna Jana i Janiny): od lewej w rogu Piotr Leńczuk, Wojciech Hałasa, Aleksander Rebizant, Janina i Jan Rebizant z dziećmi Heleną i Władysławem, Stanisława (Kudyba) i Piotr Rebizant z synem Janem, Leńczuk Jan z akordeonem, Rebizant Franciszka, Rebizant Andrzej, Leńczuk Apolonia z córką Jadwigą.


             

   Mój dziadek Piotr Rebizant,                                    Cmentarz Huta Różaniecka
syn Anny (Zaborniak) i Aleksandra Rebizant




                                               
  Moi dziadkowie po mieczu:
Stanisława Rebizant ( rodowe Kudyba)
   i Piotr Rebizant.
 Fotografię wykonano 15 października 1950 roku.

      Mój dziadek Piotr Rebizant z dziećmi: Józefem, 
Stanisławem ( moim tatem),Marią, Andrzejem i Janem. 
Na zdjęciu nie ma Franciszka.


10 września 2011 r.
Zdjęcie wykonano w dniu 80 -tych urodzin babci Stasi
Na zdjęciu bracia: Stanisław, Franciszek, Józef i Andrzej
Synowie Stanisławy i Piotra



 Moja babcia Stanisława Rebizant (rodowe Kudyba)
Córka Michała Kudyby ( z Rudy Różanieckiej) i Stefanii Radwańskiej ( Borki Dominikańskie)
urodzona10 września 1931 roku w Borkach Dominikańskich, 
parafia Brzuchowice, powiat Lwów, woj. lwowskie.

                                                   Stanisława Rebizant z wnuczkami Martą i Moniką
                                                           oraz prawnuczkami Wiktorią i Katarzyną
                                                     w dniu swoich 80 -tych urodzin, Rebizanty 2011 r.


STANISŁAWA i PIOTR REBIZANT
mieli pięcioro dzieci:


Jan - zginął śmiercią tragiczną w 1977 r.

Cmentarz w Hucie Różanieckiej


STANISŁAW mój tato ur. 1952 r.



Józef

Maria
 
                                                               Andrzej

Franciszek


Opowiada moja babcia, Stanisława Rebizant z domu Kudyba,
zamieszkała we wsi Rebizanty ( Huta Szumy) w gminie Susiec.
Nagranie z dnia 1 czerwca, 2013 roku
Przepisałam z dyktafonu wiernie, bez poprawek.

Wywiad z moją babcią w zakładce KUDYBA





                                           Tablica nagrobna Antoniny i Jana Zaborniaków 
( Jan Zaborniak był bratem Anny Zaborniak, mojej prababki). 
Ich dom spłonął w 1939 roku, razem z Olbrychtówką. 
Babcia Stanisława i dziadek Piotr przeprowadzili się do domu Zaborniaków 
( którzy nie mieli własnych dzieci)

                                                Jan Zaborniak, syn Andrzeja i Ewy z domu Bruś


                                                                            

                             Tablica nagrobna mojego prapradziadka Andrzeja Zaborniaka  
                                            ojca Anny ( mojej prababki) i Jana Zaborniaka
                                                      na cmentarzu w Hucie Różanieckiej
                                                                       
 Moja babcia Stanisława Rebizant przy grobie Ewy Zaborniak żony Andrzeja na starym cmentarzu przy cerkwi w Hucie Różanieckiej

Rozmowę z wujkiem Marianem, szwagrem mojej babci Stanisławy, zamieszkałym na Rebizantach ( Huta Szumy) przeprowadziłam w Poniedziałek Wielkanocny 2014 roku. Serdecznie dziękuję wujkowi za te wspomnienia, które dotyczą jego wojennych losów, ale także dziejów Rebizantów w czasach powojennych. Pojawiły się nowe ślady, dotyczące Rebizantów i Zaborniaków.

Wspomina Marian Ważny:

To co z wojny, to wszystko pamiętam, jak mnie zabierali, jak pchali na samochód, jak ja się strasznie bałem, jak ta stara szkoła na Hucie Różanieckiej ( tam tato twój do szkoły chodził) mieszkali, jak ta kapliczka. Przyszedł Niemiec i do matki: raus raus, a matka umiała trochę po niemiecku, bo za panny była na robotach w Niemczech, więc umiała się troszkę posłużyć, matka mówi, że coś zabierze, ale on nie pozwolił i tak bez niczego żeśmy do Majdanka pojechali. Do wsi jak doszliśmy, to coraz więcej ludzi i już się wrócić nie dali Niemcy, tylko wio!
W Rudzie Różanieckiej był baron, pałac Brunickich, Huta Różaniecka, była jego własnością, tak jak Kowalówka czy inne wioski, wszystko to barona było i baron najmował robotników, którzy pracowali w lesie, drzewa cięli, rowy kopali. Huta Różaniecka była siłą roboczą. Baron był rodem z Austrii. Jak jechaliśmy do Niemiec, to baron jeszcze był, a jak wróciliśmy, to już go nie było. Ja jestem rocznik 1933, do Niemiec zabrany byłem jak miałem 10 lat, a wróciłem jak miałem lat 13.
W 1939 jak wojna się zaczęła, miałem niewiele lat, a w 1943 już się zaczęło wysiedlenie w Hucie Różanieckiej i podczas tego wysiedlenia nas zabrali Niemcy do obozu. Najpierw, była segregacja na Majdanku, no i nas wybrano, że do Niemiec moją rodzinę, czyli matkę ojca i brata. Mieszkaliśmy w Hucie Różanieckiej, w te stronę, jak droga do cmentarza. Ja to już wszystko sprzedałem, ale jeszcze pole mam, a dom jak nas wysiedlili, to się spalił. Niemcy celowo wypalali ,bo mścili się za to, że jak wjechali, to tu na Hucie Różanieckiej zabili jakiegoś wojskowego, wojsko nasze i potem odwet Niemcy zrobili i co im pasowało palili i między innymi nasze gospodarstwo. Chcieli na Hutę wprowadzić Ukraińców, z nimi współdziałali, bo część Ukraińców już się sprowadzała z Lublińca, z Gorajca, z Cieszanowa z tych najbliższych wiosek. Trzy razy było to wysiedlenie, my w pierwszej akcji zostaliśmy zabrani do Suśca do wagonów i potem tymi wagonami bydlęcymi nas zawieźli do Majdanka, a stamtąd zabrano nas do Niemiec.
Na Majdanku w barakach się żyło, spaliśmy na takich pryczach z bratem, albo on mnie spychał, albo ja go spychałem, matka spała na dole, bieda, jeść się chciało, wszy nas jedli, kąpanie, apele ,ale najgorsze to było to, że nie było co jeść. Taką kaszę nam dawali owsianą, że jak się chciało, to się trochę jadło, a jak się podsiliło troszkę, to się ssało przez zęby tę wodę się wypijało, a łuskę się wypluwało, to nie szło w ogóle przełknąć tak darło w gardle. I tak byliśmy chyba dwa miesiące na Majdanku. Kąpano nas co drugi, co czwarty dzień, różne apele były, no źle było. Matka troszkę umiała po niemiecku, gdzieś tam chodziła i coś tam namotała, żeby nas jakoś wydostać no i zapisali nas do Niemiec i w sumie bym powiedział, że kto dostał się do baora, gdzieś na roboty, to jeszcze tak źle nie było.
Ja nie pracowałem bo byłem jeszcze za mały, ale matka musiała pracować, ojciec pracował i starszy brat pracował. Tam była taka Emi, trochę ode mnie młodsza, to była córka Niemki, która pracowała u baora i krowy doiła i taką miała pracownicę, trochę młodszą ode mnie, ona już chodziła do szkoły, a ja, jak to chłopak, do szkoły tam nie chodziłem, nie było szkoły polskiej,  latałem jak to takie dziecko małe i czekałem tak, aż ci Niemcy poprzychodzili ze szkoły, to miałem już towarzystwo i tam się bawiłem z nimi. Źle mi aż tak bardzo nie było, nie pracowałem, mnie baor wyganiał do krów pilnować, bo miał jakieś dziesięć krów, to pomagałem matce przy świniach, tam te świnie wyganiałem, przeganiałem, jak zajęcie było takie, to robiłem to z baorem jeździłem. Baor to nawet dość mnie uważał: Manek, Manek, come – wołał mnie i jeździłem z nim na motorze. Co prawda, parę razy mnie zbił, ale nie za darmo ( śmiech), to się go słuchałem, tak że mój starszy brat, trochę mi zazdrościł, że ja nic nie robiłem i kiedyś mówi: Nie idź tam, to jak ciebie nie będzie, to ja pojadę, ale baor się rozzłościł, zbił mnie i jego też nie zabrał.  Miałem jednego brata rodzonego, a czterech przyrodnich braci, ojciec dwa razy był żonaty i ja byłem z tej drugiej żony..
Byliśmy na robotach u baora dwa prawie lata, a rok prawie po wyzwoleniu tośmy się dostali na strefę amerykańską i już tak Polaków nie puszczano jak po stronie radzieckiej, to te jak mogli, tak do domu wracali, nas nie puszczali, zrobili taki obóz, tam było kilka tysięcy Polaków, karmiono nas przez cały rok. W maju było wyzwolenie w 1945, a na następny rok 16 maja wróciliśmy do Huty Różanieckiej. Po co moja matka tu wracała? Tu nic nie było. W Niemczech na cmentarzu brat i ojciec zostali. Brata w 1944 roku zabił samochód, a ojciec umarł w 1945 po wyzwoleniu w sierpniu, najadła się czegoś, ochłodził, dostał zapalenia płuc. Jak pojechaliśmy w czwórkę, wróciliśmy w dwójkę, ja i matka.
A w Niemczech było to w województwie Dortmundu miejscowość Andwerk wioska to powiat Andwerk a bauer się nazywał Henryk Wilsztain. I był tam twój tato i Kazik i znaleźli te mogiłki, gdzie ojciec mój i brat leżą. My ich nie chowaliśmy w tym pierwszym szeregu od drogi, tylko na dole, bo tam jak raz było kopane, Polaków tam było czterech, ale potem gdzieś ich widać przenieśli, przekopane było, a jak raz było bombardowanie i tam takie zbiorowe mogiły były.
W 1946 byliśmy w Hucie Różanieckiej z wojny, a w 1947 przyjechaliśmy na Rebizanty, bo u wujka było w jednym domu trzy rodziny i z musu trzeba było iść, coś szukać.
Góra, gdzie krzyż wcześniej stał, drogę robili, i całą górę rozjechali. Ziemia wywieziona została na szosę. Nie była taka wysoka, aleśmy ją nazywali góra. To jakaś pozostałość była po jakimś budynku, coś tam musiało stać wcześniej. Bardzo było trudno dorobić się po wojnie, ale jakoś starałem matce pomagać, bo matka była stara i gospodarzyłem pomału, kupiłem sobie konia, kupiłem jakiś sprzęt, postawiłem dom i założyłem rodzinę. Nasz ślub był w 1956 roku. Mieszkaliśmy z przyszłą żoną Heleną Kudyba ( rodzona siostra mojej babci Stanisławy), po sąsiedzku i tak się zakochało. Byliśmy dziećmi, Hela miała 13 lat, bawiliśmy się razem, dorastaliśmy do pełnych lat. W tym miejscu gdzie mieszkam, tam mieszkałem, a żona Helka, ciotka, była tam gdzie Kazik teraz ( syn wujka Mariana).
Na Rebizanty przyszedłem razem z mamą z Huty Różanieckiej w 1947 roku, w czerwcu, bosy, głodny i chłodny, bo tam właściwie nasze gospodarstwo na Hucie zostało spalone, zniszczone, a tu były wolne gospodarstwa po Ukraińcach i matka mnie wzięła i ja jako mały dzieciach, jakoś tu gospodarzyłem, no i dorobiłem się do żony, do dzieci, do rodziny i tak to jakoś leci do tej pory. Jak przyjechałem na Rebizanty pierwszy raz, mając 13 lat, to w tym miejscu, gdzie teraz dom jest, stała taka rudera, jakaś tam stajęczyna stała, jakaś przybudówka malutka, taka chałupka, że się lało, waliło się. Nam się w Hucie Różanieckiej krowa została, dzięki Bogu, wujek jakoś ją utrzymał i jak wróciliśmy z Niemiec, to nam krowa się przydała, wujek nam oddał.
Całe Rebizanty były zamieszkałe, ale w 1945 roku, jak wojna się skończyła, żołnierze rosyjscy namawiali tych Ukraińców, żeby wyjeżdżali na Ukrainę, że tam im dadzą dużo, dużo ziemi, budynki ładne i tak dalej i ci co najbiedniejsi byli z Ukraińców na Rebizantach, to wzięli i wyjechali i zostało ich się sześciu gospodarzy, tym, którym się najlepiej powodziło: został Zaborniak, co tu mieszkał, został Rebizant Paweł, został Rebizant Jan, Łagowskie się zostali ( Łagowski to się po wojnie ożenił), Rebizant Aleksander i drugi Rebizant Aleksander - dziadek wasz. Było dwóch Aleksandrów, tego nazywali Rebizant „Oleszczyna” a drugiego „Tkacz” ( Gmiter). Krawca Jasia nazywaliśmy „Krawiec”, bo on był krawcem faktycznie, a twój dziadek ( do mojego tata) był tkaczem. O „Krawcu” mówiło się też „Ilko” a na Łagowskiego to „Oleszczyna”, a do twojego dziadka mówiliśmy „Gmitrowe”, „Mitrowe”, a potem mówiliśmy że „Tkacz”, bo to był faktycznie tkacz i w ten sposób się zmieniało nazwiska od tego, co robili. Skąd nazwisko Rebizant pochodzi, to nie wiem, ale brzmi z ruska, to byli grekokatolicy było ich 12 w Rebizantach, to tylko jedyny co ten Zabornia tu był Polak, katolik, a reszta było wszystko Rebizant.
Na Rebizantach, patrząc z tej strony, od końca, to mieszkał Zaborniak Andrzej i po nim Zaborniak Jan, ojciec i syn. Po sąsiedzku mieszkał Andrzej Rebizant, tu gdzie potem Koguty, potem jego przezywali „Bednarz”, on wyjechał a po nim Kogut z Huty Różanieckiej od „Cieniutkich”, a matka jego z Suśca, teraz na Cieniutkiego podwórku, tam stało trzy domy, trzy gospodarstwa, jego tam nazywali nie Kogut a „Mintus”, „Stary Mintus” się ożenił do Suśca, do Jarosza Adama. Kogut i Adam, byli bratańcami, bo Adama ojciec i Koguta matka, to było rodzeństwo. Mieszkali pod górą samą, dostali jakiś deputat, Kogut miał jakąś działeczkę na Hucie Różanieckiej, tego pola, to sprzedali i pojechali pod Waręż i tam kupili ziemię pod gospodarstwo i tam się osadzili i tam mieszkali do 1944 chyba. I ten Kogut, mając tych dzieci siedmioro czy ośmioro, uciekł z powrotem do Suśca, wrócił do Jaroszów, a mieszkał tam, gdzie teraz Drążek Edek, Bronek, tam miał ciotkę i tam siedzieli i potem jak tu się zrobiło wolne w Rebizantach i stary Kogut przyszedł na to gospodarstwo. A żona Koguta, z domu Stelmach to z Rudy Różanieckiej była, z Jezioran, jej rodzice byli pracownikami barona. U Stelmachowej była siostra i brat, rodzeństwo z Brzezinek, tam koło Narola.
        
Za Kogutami mieszkał Eliasz Rebizant i Paweł mieszkał Rebizant, to byli szwagry. Eliasz i Pawła żona ( Natalka),to byli brat i siostra. Natalka, to siostra Eliasza, a żona Pawła. Eliasza żona była z Płazowa – Stefka, ona była sierotą i oni też byli sierotami.

Ojciec Eliasza i Natalki zginął w pierwszą wojnę światową, gdzieś na wojnie. Ich matka to Anna Rebizant pochowana przy cerkwi. (Druga teściowa Bronisławy Rebizant z domu Babiarz, która po zabiciu pierwszego męża Mikołaja, wyszła za mąż za jego kolegę, a syna Anny z Jurczaków Rebizant - Jana.) Ich było w domu pięcioro dzieci ( jednym z dzieci był Jan Rebizant). Matka zmarła w 1920 roku i się dzieci zostały sierotami.




I tak dorastali sami. Mieli ciocie i tam ich podtrzymywała, pomagała i tak te dzieci jakoś dorosły. I przyjęli takiego Pawła z Korkoszy. I tu Rebizant i tu Rebizant. Tu się ożenił. Natalka miała nazwisko Rebizant i męża też miała Rebizanta, ale to był Rebizant z Korkoszów - Paweł Rebizant.

 Cmentarz w Hucie Różanieckiej

            Za nimi mieszkał Ukrainiec Rebizant, a przezywali go „Klusek’, a czemu? Nie wiadomo. Ja go na oczy nie widziałem, czy gruby czy jaki, czemu „Klusek”, nie wiem, takie przezwiska mieli, bo same Rebizanty. Musiał mieć pewnie takie samo imię i nazwisko, jak inni,  że przezwisko dostał. Tam był w tym miejscu najpierw Andrzej Krupa, on pochodził bodajże z Borowca i on służył kiedyś tutaj u Zaborniaków, zapoznał się z Łagowskiego żony siostrą i tak się pożenili. Potem na jego gospodarstwo przyszedł „Klusek” i jak wyjechał do Nowego Sioła, to objął Szczepański, a Szczepańskie, to są: ta Szczepańska Janka to z Korkoszów rodowa, a Szczepański bodajże gdzieś tam spod Warszawy. Frania, to była siostra żony Szczepańskiego.
Ale to nie jest dom w którym teraz Brońcia ( Rebizant) mieszka, a teraz Rysiek Rebizant, tam nic nie było wtedy, to Jaśko ( Rebizant) dom wybudował. Oni na Niwce mieszkali, może gdzieś w latach siedemdziesiątych, jak poszedł na rentę, to wtedy tu z Niwki przyszedł. A ta działka to była rodzinna, bo Jan Rebizant ( drugi mąż Brońcie Babiarz) to jeden z pięciu braci Natalki. Było ich tam trzech chłopaków: Jan, Eliasz i Olek ( Aleksander) i dwie dziewczyny: Natalka i Helka. Jaśko zatem, to brat rodzony Natalki.
Brońcia ( Bronisława Babiarz po mężach Rebizant), miała dwóch mężów. Pierwszego Mikołaja Rebizanta  i drugiego Jana, kolegę Mikołaja i gajowego. Aleksander Rebizant miał brata Mikołaja i dwie siostry, ale jak miały na imię, nie pamiętam, ale jedna była na Nowinach, a druga była na Krupskach? Tam za mąż powychodziły. Ich rodzice ( moi prapradziadkowie Jan i Katarzyna z domu Guta), umarli na jakiś tyfus, co w Rebizantach był, Mikołaja zabili Niemcy i Aleksander będąc najstarszy, ożenił się i potem tym siostrom musiał spłacać. Wtedy ten krzyż postawili, jak ten tyfus, bardzo dużo ludzi wtedy umarło i był też drugi krzyż, postawili potem kamienny, jest teraz brama w tym miejscu, tam postawiono krzyż drzewiany, mocno duży krzyż i dopiero się ta choroba skończyła na Rebizantach. Bo wymierali ludzie, nie było ratunku, bardzo duży pomór był i to dotyczyło tam więcej od „Tkaczów” Aleksandra „Gmitrów”, tam wymarło dużo, rodzice pomarli ( moi prapradziadkowie Jan i Katarzyna) i został się tylko Aleksander i dwie siostry i narzekał zawsze nieboszczyk dziadek, że musiał tak pracować, tak jeździć i tak spłacać, mówił, że go siostry tym wykończyły, musiał to pole mieć zachowane. jak było, a oni się go ciągle dopominali o spłatę i spłatę i jakoś w końcu spłacił.
 Mikołaja Niemcy zabili. Ale to nie byli bracia! Mikołaj i Jan to koledzy i to samo nazwisko. Jan to brat Natalki a Mikołaj brat waszego dziadka Aleksandra „Tkacza”. Mikołaj był z rodziny Aleksandra „Tkacza”, był to jego brat rodzony. Mikołaj był z tego domu, co dziadek Piotr, czyli był jego stryjkiem. Mikołaj i Jan byli obaj gajowymi, kolegami i jak go ratowali na Skibowej Osadzie, ten Jan kolega, to Mikołaj, bo Jana spotkali Niemcy i mówili: idź zabierz go stamtąd, bo jest raniony gajowy i on pojechał i przywiózł Mikołaja do Suśca, ale nie było ratunku i prawdopodobnie on go prosił umierając, żeby z Broncią się ożenił i Jan mu obiecał, że się jego żoną zajmie i dotrzymał słowa. Mikołaj, jak się ożenił z Bronisławą Babiarz, to mieszkał tam u dziadka, to taka stara chałupa była, po ślubie tam mieszkali, a później się przeprowadzili na Rynnicę, do domu Bronci, gdzie Babiarka, potem się Babiarka przebudowała. Kazik to syn Mikołaja, a Rysiek to syn Jana.
Dalej za Szczepańskimi mieszkał „Krawiec”, Jan Rebizant, co był krawcem, jego rodzina do Kanady wyjechała, część jego sióstr jeszcze przed wojną do Kanady wyjechała, a jeden brat wyjechał na Ukrainę, Stefana zabili Niemcy, jedna siostra na Bruśnie. Jan Rebizant najbardziej z Rebizantami korzeniami zrośnięty, był tu pierwszy.
            A dalej byli Głazy za drogą, a droga wtedy… drogi trochę było przed wojną i góra była z krzyżem, jak ta droga na Korkosze, była mała drużka do rzeki i dalej już nie było, bo to granica była. Tam mieszkał Lepak, którego zabili, a żona z córką pojechały na Ukrainę, syn poszedł za żołnierza jakiegoś w tej bandzie UPA. Lepaka polskie AK zabiło, za kontakty z bandami, podejrzewali go, że ma kontakty z Ukraińcami. Tam gdzie Oleszko „Gmytroca” jego przezywali, jak Głazy mieszkali, a tam gdzie Kudyby mieszkali, to przedtem były jakieś babki z Rudki pod Brusnem, tam była wioska i Ukraińcy spalili, pogrom był i pouciekali, gdzie kto mógł, a tu było wolne po tym Lepaku i nasiedlili taką babę, też Ważna się nazywała, ale wkrótce dali jej na wiosce na Starym Lublińcu, całą wioskę i całe rodziny, tam było dobre miejsce, tereny poukraińskie i oni tam zasiedlili i większość tych Rudczanów poszła na Stary Lubliniec i ona też poszła za nimi. I wtedy Kudyby przyjechały tam gdzie Kazik teraz, a myśmy się pobudowali tam gdzie Rebizanty. Taka zamiana była.
Więcej było Ważnych. Ta kobieta się tak nazywała, miała dwóch synów i chyba dwie córki i tak było, żeście się musieli przenieść ( do babci Stasi).
Babcia Stasia: Bo ona wzięła lepsze budynki, bo tu były lepsze budynki i lepsze pole, a u tego gdzie my byliśmy, było lepsze rzekomo pole i oni sobie to powybierali i potem zaczęli redukować pole i budynki, ale oni byli repatrianci, a my z biedoty żeśmy poszli…
            Ważna, Łagowskie no i my dalej, no i potem mieszkali takie Myszkowskie. Też był tam jakiś Ukrainiec, co wyjechał na tę Ukrainę, on się nazywał bodajże Banaszak, a taki z Korkoszów, gdzieś mu się chałupa wzięła spaliła, no i przyszedł na to gospodarstwo, mieszkał trochę, potem poszedł na swoje, a tutaj mieszkał jeden z synów, ożenił się, wyjechał do Zamościa i tak to sprzedał, i to jest trzeci dom po tej stronie i tam dalej już dziadkowie wasi.
Stodoła owszem, był u Jóźka, tu na dole ( o Piłsudskim, że nocował u Mikołaja Rebizanta) dziadka stodoła była i tego Banaszka, ale Rebizanta już tam nie było, Banaszek był i ten Jóźko. I podobno nic nie zostało i ten Banaszek, gdzieś jakiś kuzyn był i przyszedł na Rebizanty i objął to, a wcześniej choroba była, co umierali, tyfus czy coś, a prawdopodobnie tam gdzieś jest we Francji ten, co mu się to prawnie należy.
 I tak mieszkał Aleksander „Tkacz” i jego żona Anna z Zaborniaków siostra Jana, no i druga u Kapitana ich siostra, Anny Zabornia żony Aleksandra „Tkacza”( Rebizant) i Jana Zaborniaka. Stary Kapitan się nazywał Wawrzek i ta siostra za niego wyszła do Suśca, ale szybko zmarła. Kapitany to rodzina. Jasiek był kaleką a babka Anna długo żyła. Matka ( moja praprababka)Anny, Jana i siostry co za Kapitana do Suśca wyszła Zaborniaków, pochodziła z Lublińca, a może z Tepiłów?
Babcia Stasia:  I my mamy łąkę od nich, ale tam zajęło nadleśnictwo, bo tam była wioska i tam ich przerzucili koło stawów, ale kiedyś była potrzebna ta łąka, ale ta żona Andrzeja Zaborniaka dość szybko zmarła jakoś i on drugi raz się żenił, tylko jakoś mu to nie wyszło ( śmiech)
Tak.  Wziął ślub, a bodajże na drugi dzień mu ta żona uciekła, żona poszła do Huty Różanieckiej z powrotem. W każdym bądź razie ślub brali, nazywała się Teresa Karczmarz? I ten dziadek Andrzej Zaborniak, jakby nie miał wypadku, to on by jeszcze długo pożył, ale jechali obaj z tym synem Jasiem furmanką i wjechali tam, gdzie jest największy rów na jeziorze tutaj i oni polecieli do tego rowu i tego Andrzeja wzięło pod wóz z sianem i jego strasznie potłukło. Jan siedział bodajże z tyłu i jakoś się tam wysunął, a jego ojciec Andrzej siedział na przedzie i niestety go poturbowało, miał coś z nogą, z biodrem miał też przepuklinę i był chory, ale tak się dobrze trzymał, taki był siwiuteńki, takie włosy miał siwe jak ja chyba, a może jeszcze bardziej, ale on miał gdzieś około 80 lat.
A z naszej rodziny to w Tomaszowie  Lubelskim jest ksiądz Grzegorz Rebizant, jest proboszczem w starym kościele w Tomaszowie, jego dziadek z Huty Różanieckiej prawdopodobnie pochodził.


RODZINA HERDÓW PODCZAS II ZJAZDU RODZINNEGO 
W HUCIE RÓŻANIECKIEJ 2017




Na zaproszenie Pana Franciszka Herdy miałam ogromną przyjemność uczestniczyć w II Zjeździe Rodziny Herdów, który odbył się w Hucie Różanieckiej w dniach 15-18 czerwca 2017 roku. Jak bardzo był Rodzinny świadczy choćby harmonogram spotkania, który zachowałam na pamiątkę:
15. 06. 2017 czwartek Boże Ciało – Przyjazdy, powitania, uściski i rejestracja gości, kolacja, nocleg.
16. 06. 2017 piątek – Śniadanie, wyjazd autokarem do Majdanka Niemieckiego Obozu Koncentracyjnego z przystankiem w Zamościu, lekki posiłek na trasie Lublin – Zamość, ognisko, nocleg.
17.06. 2017 sobota – Śniadanie, Msza Święta, wyjście na cmentarz, rajd pieszy drogami leśnymi do „Dębowego Dworu” nad stawami w Rudzie Różanieckiej lub lasami Roztocza wzdłuż rz. Tanew do Suśca, lekki posiłek, spotkanie Rodziny z moim udziałem i dalej bez mojego…, nocleg.
18.06.2017 niedziela – całusy, łzy pożegnania.
Minęło 10 lat od I Zjazdu Rodziny Herdów – pisze w zawiadomieniu organizator spotkania pan Franciszek Herda – i zdaniem wielu osób średniego pokolenia z naszej rodziny, jest to najwyższy czas na zorganizowanie następnego, II- go zjazdu. Teraz szykuje się trzeci, ale młodzież nie chce podobno czekać 10 lat i miejmy nadzieję, że Rodzina spotka się po krótszej przerwie.
W czasie spotkania zaprezentowane zostało Drzewko Genealogiczne Rodziny Herdów, w którym występuje moje rodowe nazwisko Rebizant. Szybko nawiązaliśmy serdeczny kontakt, bo korzenie rodzinne to wielka siła i moc! Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkamy się w podobnym gronie.
Było to pierwsze Spotkanie Rodzinne na tak dużą skalę i tak świetnie przygotowane organizacyjnie w jakim uczestniczyłam. Zacieśniają się wówczas więzy rodzinne, zawiązują sympatie i przyjaźnie na wiele lat, a wspomnienia wspólnie spędzonego czasu na długo pozostają w pamięci. Życzę wielu Rodzinom takich organizatorów jak Pan Franciszek Herda i Pan Bolesław Herda, którzy dołożyli ogromnych starań, ale przede wszystkim okazali swoją wielką życzliwość i serce, żeby wszystko wypadło jak najlepiej i tak właśnie było!
Serdecznie pozdrawiam Całą Rodzinę Herdów, Seniorów Rodu, „Średniaków” jak i najmłodszych uczestników, którzy z pewnością będą podtrzymywać tę tradycję Rodzinnych Zjazdów.

Monika RS







RODZINA HERDÓW PODCZAS II ZJAZDU RODZINNEGO 
W HUCIE RÓŻANIECKIEJ 2017






 


RODZINA HERDÓW PODCZAS II ZJAZDU RODZINNEGO W HUCIE RÓŻANIECKIEJ 2017




 To bardzo ciekawa fotografia. Przedstawia mieszkańców wsi Rebizanty, którzy w 1934 roku zawieźli do Sowińca ziemię z Rebizantów i tam ją wysypali pod powstający w tym roku Kopiec Józefa Piłsudskiego. Szczegółowe informacje znajdują się pod poniższymi linkami:

Kopiec Piłsudskiego na Sowińcu

Kopiec Kościuszki

Kraków Kopiec Piłsudskiego

REBIZANTY
Proces antroponimizacji zaszedł także w innej nazwie miejscowej tego obszaru. W nieopodal położonej wsi Huta-Szumy jeden z przysiółków nosi miano Rebizanty. Toponim ten należy wiązać z nazwą rodową od nazwy osobowej Rebizant, tę zaś z apelatywem rebelizant, rebeliant, ‘przeciwny, nieposłuszny prawu’. W toponimie Rebizant < Rebelizant obserwujemy uproszczenie fonetyczne w nazwach miejscowych polegające na skróceniu wyrazu poprzez częściowe usunięcie jednej z dwóch podobnych i następujących po sobie sylab, por. sześciościan > sześcian, tragikokomiczny > tragikomiczny, człowiek > człek.
Nazwa Rebizanty określała dawniej mieszkańców obszarów przygranicznych, trudniących się handlem oraz przemytem. Słownik geograficzny z przełomu XIX i XX wieku informuje nas o mieszkańcach tego obszaru jako o ubogiej, ale oświeconej i „zabiegłej” ludności, która z uwagi na kiepskie warunki życia oraz nieurodzajne gleby trudniła się m.in. przemycaniem okowity. Warto przy tej okazji wspomnieć, że omawiane wsie położone były w tym czasie na granicy dwóch zaborów: rosyjskiego oraz austriackiego. W sąsiedniej miejscowości Paary, a także w niedalekich Maziłach, istniały nawet posterunki straży granicznej. Z czasem nazwa Rebizant zmieniła swoją kategorię, przechodząc z pierwotnego przezwiska odapelatywnego do kategorii nazw rodowych.
Źródło: Mariusz Koper “Z toponimii Roztocza”

Rebizanty ( obecnie Huta Szumy), należały przed wojną do województwa lwowskiego.Na zdjęciu worek z ziemią, wśród delegacji gajowy Aleksander Babiarz, ojciec Bronisławy Rebizant, której mężami byli dwaj bracia mojego pradziadka Aleksandra: Mikołaj i Jan.  Mikołaj zginął w 1942 roku, Niemcy zranili go na Skibowej Osadzie ( gajówka obok Borowca) a potem dobili go w Suścu na rampie kolejowej. Zakopano go niedaleko krzyżówki w Suścu. Bronisława pochowała męża w tajemnicy na cmentarzu. Trumnę zrobił mój pradziadek po kądzieli - Adam Gruszczyński. Jego żona Julianna, była chrzestną matką Bronisławy. Po wojnie, Bronisława wyszła ponownie za mąż za Jana Rebizanta, brata Natalki Rebizant, kolegę Mikołaja, także gajowego). 

Na pierwszym planie rodzice Bronisławy Rebizant 
 Ewa i Aleksander Babiarz.
Mieszkali w Rybnicy, w sąsiedztwie domu Gruszczyńskich.
 Ich dzieci: Bolesław, Stanisław (ojciec chrzestny mojej mamy Aliny),
 Kazimiera ( Kolbus), Zofia, Jadwiga, Janina, Bronisława.




KRZYSZYCHA HENRYK                                       GORLICE 15 MARCA 2015 r


Panie Henryku,
Raz jeszcze dziękuję za Rodzinne Historie tak pięknie i dokładnie opisane, a zwłaszcza za trud, chęci i kontakt ze mną oraz za Świąteczne i Imieninowe życzenia. Było mi bardzo miło.
Serdecznie pozdrawiam Pana i całą Rodzinę.

Poniżej zamieszczam Pana opowieść.
                                                                           
                                                                                        
WSPOMINA PAN HENRYK KRZYSZYCHA RODEM Z PAAR:

„Rodzina Krzyszychów wywodzi się z Korkoszy. Ten dziadek, którego Niemcy zostawili na piecu w Boże Ciało 1943 roku, to mój rodzony DZIADEK. Musiał być bardzo „inny” skoro potrafili tyle złego narobić w tym dniu, w dodatku bezkarnie…”

 ( Chodzi o opowieść Pana Jana Rebizanta i ten fragment zamieszczony na moim blogu w zakładce REBIZANT ):
 Czerwiec 1943 r.
Mojego brata, Stefana, Niemcy zabili w 1943 roku. Akurat akcję robili (…)Było akurat Boże Ciało i mój drugi brat na Korkoszach z żoną, chcieli pójść do kościoła, bo święto i poprosili żebym przyszedł do nich i dzieci popilnował. Były jeszcze wtedy małe. To poszedłem na Korkosze do brata. Było koło ósmej rano. Oni mieli do Płazowa na sumę iść, to mieli jeszcze czas. A tam taki chłopak służył u nich, krowy pasł, przylatuje, my byli jeszcze w mieszkaniu, i krzyczy wujek, Niemców za rzeką aż siwo. Po tych parzańskich łąkach, mówi, z lasu wychodzą. A oni jeden obok drugiego może 10 metrów szli, tak gęsto, i za chwilę patrzymy, są na podwórku. Z karabinami nastawionymi. I do mieszkania. Zaraz loose, loose, wyganiają i na podwórko, na ten wzgórek, co tam jest i tam nas zagnali. (…) A na Rebizantach obława przeszła w tym czasie, ale nic nie było. Przeszli. Ale o mnie się zaczęli martwić. I brat Stefan i Jaśko Bronci, mówią, że idą na Korkosze zobaczyć, gdzie ja jestem, co tam się dzieje. Na Korkoszach nikogo nie było. Tylko tam u Krzyszychów dziadek na piecu siedział, Niemcy go nie ruszali. Mieli wracać, ale Stefan nieboszczyk mówi, ja pójdę zobaczę do brata, co u niego i jak poszedł, jak raz na Niemców naszedł i go zabrali. A w domu nie wiedzieli, gdzie on się podział. Poszedł na Korkosze i nie ma go. Prawie dwa tygodnie nie wiedzieliśmy, gdzie się podział. Bo siostra była wtedy na Bruśnie i żeśmy myśleli, że na Brusno poszedł. Ale za jakiś czas, ludzie na Hucie mówią, że widzieli go, jak Niemcy go prowadzili.
Potem już wiedzieliśmy jak to było. Niemcy nałapali wtedy samych młodych chłopaków i Stefana wzięli, razem z nimi, jak naszedł. Razem pozabierali tych chłopaków z ojcami i pognali na Hutę i dalej. Wieczór już się robił pod Rudą i Niemcy mówili, że tu będą nocować. A tam taki Mazurkiewicz jechał z Rudy, to widział, jak siedzieli te wszystkie chłopy na szosie a Niemcy stali nad nimi. Tam już zostać mieli, bo noc się zbliżała i powiedzieli, że jak ktoś z tej grupy ucieknie w nocy, tak będą całą resztę bić. Tak zaraz powiedzieli, żeby nikt nie uciekał. A jeden z mojego roku, też się Rebizant pisał, z Huty, Władek, to było święto Boże Ciało, i miał wojskowe ubranie takie, polskie, bo się ubrał tak, na jaką bidę, a on trochę rozumiał po niemiecku. Jego ojciec gdzieś po niemiecku umiał i on się nauczył. I Niemcy między sobą szwargotali, że to coś jest, że to jakiś oficer polski, jego trzeba będzie zlikwidować, albo coś, tego w tym mundurze. On to słyszał i zrozumiał, że to o nim mówią, i gdzieś koło jedenastej w nocy, mówi, że mu się chce za potrzebą i jak odszedł, tak uciekł w las. Zaczęli strzelać za nim, ale uciekł. Potem go, gdzieś za dwa tygodnie do Niemiec zabrali. Mówił, że strzelali, ale udało mu się uciec. A resztę za to zabili i mojego brata Stefana z nimi. Podobno musieli sami doły kopać. Do rana wybite byli. Brata, to pamiętam jechał patrzeć ojciec i brat ten najstarszy, to mówił, że ręka tylko była odkryta, reszta już przykryta ziemią. Tak na kupę pozwalali w ten dół. Na cmentarzu pochowani są pod Płazowem, a tam ich zabili, gdzie pomnik, pod Rudą. 

W DRZEWIE PANA HENRYKA WYSTĘPUJE TAKŻE NAZWISKO BABIARZ:


BABCI nie znałem i DZIADKA ze strony ojca też nie znałem. Ich DZIECI to:
EWA, MACIEJ, WŁADYSŁAW, JÓZEF, TOMASZ I DWIE NAJSTARSZE CÓRKI, które wyjechały do Ameryki i nie dawały znaku życia o sobie.

                      Cmentarz Susiec


1. EWA znana u nas jako BABIARKA mieszkała w RYBNICY, Babiarka bo żona Babiarza, dosyć rozmowna i pełna werwy.

Dzieci Babiarzów są na blogu, nie wszystkie znałem. Najlepiej znałem KAZIĘ – miała ciężkie życie, znałem BRONIĘ – kojarzę ją z Gajówki na NIWCE. Znałem STASIA – nie było kobiety, która na jego widok nie uśmiechnęła się. Ledwie pamiętam JADZIĘ – urodziwa blondynka, żona leśniczego z Narola – Banasia, zmarła młodo. Zatrzymała się przy drodze do Rybnicy. BOLEK zginął na Majdanku- nic nie wiem o nim ani o pozostałych kuzynach.

                                                     Cmentarz w Suścu

2. MACIEJ – żona STANISŁAWA. Ich dzieci: HENRYK i MARIAN.

HENRYK – inżynier drzewiasz, mieszkał w okolicach Wrocławia. MARIAN – leśniczy w LUCHOWIE pod Biłgorajem.

3. WŁADYSŁAW – żona JANINA. Przez długie lata leśniczy w Hrebennem. Żona ( chyba) Janina pochodziła ( chyba) z Rebizantów. Bardzo sympatyczna i jaka piękna leśniczówna.
Ich dzieci: STAŚ, MILEK i ZOSIA.

STANISŁAW – leśniczy w Lubyczy Królewskiej
           
MILEK – pracowała we władzach kolejowych w Lublinie ( Tak samo jak Stasio Babiarz tylko wyższy)

ZOSIA – mieszka w Tomaszowie blisko mojej siostry HALINY BOROWIK,  z jej mężem ZAJĄCEM spotkałem się tylko raz w latach 60 – tych. Był nauczycielem, ale nie matematyki.

4. JÓZEF – żona ANIELA. Dzieci: EDWARD, MIECIO, GIENEK, MILEK I NAJSTARSZA córka, imienia nie pamiętam. TO WŁAŚNIE JÓZEFA I EDZIA BARBARZYŃCY ZAMORDOWALI W LESIE PRZED RUDĄ RÓŻANIECKĄ. CHCIELI WZIĄĆ JESZCZE MIECIA, ALE MATKA UPROSIŁA. JEST POMNIK PRZY DRODZE, ALE JAKOŚ NIE MOGĘ WYBACZYĆ TEGO NIEMCOM, TYM BARDZIEJ, ŻE SAMI NIE CZUJĄ SIĘ WINNI, CYWILIZACJA, KTÓRA PAŁKAMI ZATŁUKŁA… POTWORNOŚĆ!

MIECIO – gajowy w Potokach koło Hrebennego
MILEK – kolejarz, chyba to jego syn mieszka w Suścu.

5.TOMASZ – ur. 1907, żona MARIANNA z Łagowskich. Ich dzieci: HALINA, OLEK, HENRYK, MARIAN I LUCYNA.

HALINA – przedszkolanka, mieszka w Tomaszowie Lub.
OLEK – mieszka w centrum Paar naprzeciw remizy i szkoły, GNIAZDO RODZINNE.
HENRYK – to JA.
MARIAN – inżynier, mieszka w Świdniku.
LUCYNA – mieszka w Gorlicach, albo u córek w Warszawie.

NALICZYŁEM SIĘ 10 LEŚNIKÓW:

4 KRZYSZYCHÓW, 2 REBIZANTÓW, 2 ŁAGOWSKICH, , BABIARZ I BANAŚ. Muszę dołączyć MOJEGO TATĘ – stanowczo bardziej wolał las niż pole.

RZEKA TANEW TO BYŁA GRANICA MIĘDZY AUSTRIĄ I ROSJĄ. MÓJ TATA Z GALICJI A MAMA Z KONGRESÓWKI. W PRZYPADKU PANI RODZICÓW PODOBNIE.

O SOBIE:

HENRYK KRZYSZYCHA, urodziłem się w Paarach w roku 1941, od pięćdziesięciu kilku lat jestem nauczycielem matematyki, pracuję do dziś. Nie ma dnia, żeby moje myśli nie wracały do PAAR, NIWKI, RYBNICY, SUŚCA, KORKOSZY I OKOLIC.

MOJA KARIERA PEDAGOGICZNA:

30 V 1959 – MATURA W LO TOMASZÓW LUB.
1959 – 60 – NAUCZYCIEL W SZKOLE PODSTAWOWEJ W SUŚCU. W TYM SAMYM ROKU UKOŃCZYŁEM LICEUM PEDAGOGICZNE W ZAMOŚCIU. KL VII – ROCZNIK 1946, VI – 1947, V – 1948, IV – 1949
1960 – 61 – SZKOŁA PODSTAWOWA W SIEDLISKACH BLISKO HREBENNEGO I KRÓTKO W TARNOSZYNIE.
1961-63 – STUDIUM NAUCZYCIELSKIE W LUBLINIE – UCIECZKA PRZED WOJSKIEM.
1963 – 68 – ZSZ W RADZYNIU PODLASKIM. MATEMATYKA UMSC W SYSTEMIE ZAOCZNYM. I i II ROK DOJEŻDŻAŁEM Z RADZYNIA DO ZAMOŚCIA, III i IV ROK DOJEŻDŻAŁEM Z RADZYNIA DO LUBLINA, V ROK DOJEŻDŻAŁEM Z GORLIC DO LUBLINA.

EGZAMIN MAGISTERSKI 17 VI 1969

1968 – GORLICE ZSZ, TM, LZ, NO I ZAJĘCIA DODATKOWE BEZ WAKACJI OD XI 1958 DO DZISIAJ.

JESZCZE PRZEDSTAWIĘ MOJA RODZINĘ:

ŻONA EWA UR. W WILNIE Z ZAWODU LEKARZ PEDIATRA. PO WOJNIE CZTERY SIOSTRY WRAZ Z MATKĄ PRZYJECHAŁY Z POLSKI DO POLSKI A TATA ZOSTAŁ „ZAPROSZONY” ZA KOŁO PODBIEGUNOWE DO WORKUTY. MAMY DWIE DOROSŁE CÓRKI I DWÓCH SYNÓW, DWIE WNUCZKI I DWÓCH WNUKÓW. NAJSTARSZA WNUCZKA 19 LAT, NAJMŁODSZY WNUK 8 LAT.

A TERAZ JESZCZE TRZY MOJE LEKCJE – NIEDOKOŃCZONE, WSZYSTKIE Z SUŚCA:

I LEKCJA: WF KL VII – CHŁOPCY. BYŁA DECYZJA ŻEBY ZBUDOWAĆ LODOWISKO. CHŁOPCY ( Z WIELKĄ ENERGIĄ) ZACZĘLI NOSIĆ WIADRAMI WODĘ Z RZECZKI. PO KILKUNASTU MINUTACH PRZYBYŁA PANI KIEROWNICZKA, NAJPIERW SKARCIŁA MNIE ( PO CICHU)- POTEM PRZEJĘŁA KIEROWNICTWO NAD KLASĄ – CHŁOPCY W CIĄGU JEDNEJ SEKUNDY SPOWAŻNIELI I ZROBILI SIĘ BARDZO ZDYSCYPLINOWANI. A LODOWISKA JAKOŚ NIE PAMIĘTAM, ZRESZTĄ I TAK NIE MIELI ŁYŻEW.

II LEKCJA:CHEMIA KL VII – CAŁOŚĆ KLASY. PRZYJEŻDŻA JAKIŚ WIZYTATOR Z TOMASZOWA ( CHYBA POCHODZIŁ Z SUŚCA).20 MINUT JA PROWADZĘ – POTEM ZMIANA MIEJSC. WYCIĄGA Z TECZKI JAKIEŚ POMOCE, ROBI DOŚWIADCZENIA, SZTUCZKI – KLASA ZADOWOLONA JA CHYBA MNIEJ. PRZY OMÓWIENIU LEKCJI MÓWI, ŻE DOBRZE ZAPOWIADAM SIĘ JAKO NAUCZYCIEL.

III LEKCJA: HISTORIA – KURS WIECZOROWY DLA DOROSŁYCH, SAMI MĘŻCZYŹNI, NAJSTARSZY 1910 ROK, NAJMŁODSZY 1936. TEMAT: RUCH OPORU W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ, DWIE LAMPY NAFTOWE, JEDNA NA STOLE, DRUGA NA PIECU. DOKŁADNIE OPOWIADAM TAK, JAK BYŁO W PODRĘCZNIKU: AL., GL, BCH I TD. W KLASIE CICHUSIEŃKO, NIEKTÓRZY CHYBA SPALI, ZA TO BARDZO UWAŻNIE PRZYSŁUCHIWAŁ SIĘ PAN Z I ŁAWKI W ŚRODKOWYM RZĘDZIE, TAKI SOBIE RACZEJ GRUBAS ( RZADKOŚĆ W NASZYCH STRONACH) PO 45 MIN. PRZERWA NA PAPIEROSA(PALENIE BYŁO MODNE)NA DWORZE ZIMNO, DŻDŻYSTO, CIEMNO, KORYTARZ MAŁY JAKBY GO NIE BYŁO. TO PALENIE W KLASIE. WTEDY TO STERY PRZEJĄŁ PAN Z PIERWSZEJ ŁAWKI, MÓWIŁ WYRAŹNIE, SZYBKO, BARDZO OBRAZOWO. TEMAT – WOJNA ALE OD STRONY PRAKTYCZNEJ. WSZYSCY STALI ZASŁUCHANI BARDZO; ZNALAZŁEM SIĘ W DALSZYM SZEREGU. A POTEM BYŁA MATEMATYKA ALE Z INNYM NAUCZCYIELEM. NA DRUGI DZIEŃ W POKOJU NAUCZYCIELSKIM ZDAJĘ RELACJĘ, PANI KIEROWNICZKA, CO TO WIDZIAŁA PRZEZ OKNO KIEDY WRACAŁA SKĄDŚ I KTO BYŁ W ROLI GŁÓWNEJ W CZASIE MOJEJ LEKCJI. NIE POCHWALIŁA MNIE, BO TEN PAN Z I ŁAWKI BYŁ CHYBA JEJ WROGIEM.

DOBRZE PAMIĘTAM CZASY, JAK RÓŻNI POSZUKIWALI „BURTY”. BYLI MUNDUROWI I CYWILE, BYŁO I TAK, ŻE NIE POZWALALI WCHODZIĆ DO LASU NAWET DZIECIOM.






                          

 W 1901 roku, Józef Piłsudski przekraczał Tanew, przechodząc z zaboru rosyjskiego do austriackiego ( Galicja)..W wydarzeniu tym, które teraz upamiętnia tablica nad Tanwią, uczestniczył Mikołaj Rebizant.

O wydarzeniach tych można przeczytać w książce pt. „ Uwolnienie Józefa Piłsudskiego – wspomnienia organizatorów ucieczki” autorzy M. Paszkowska, K. Demidowicz – Demidecki, prof. Dr Wł. Mazurkiewicz, K. Prauss, Jan Miklaszewski, Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” ( E. Wendse i S – ka) SP.AKC. Warszawa, 1924, Biblioteka Pamiętników „ Z niedawnej przeszłości” historyk dr Emil Kipa



















( Fot. pochodzą ze zbiorów Schelie)


OPOWIADA BRONISŁAWA REBIZANT[i], MIESZKANKA WSI REBIZANTY[ii], ŚWIADEK WYDARZEŃ Z LAT OKUPACJI.
                  Urodziłam się we wsi Rybnica k. Suśca[iii] w 1907 roku. Moi rodzice, to Ewa (Krzyszycha) i Aleksander Babiarz. Ojciec był gajowym. Miałam dwóch mężów, braci: Mikołaja i Jana Rebizant ze wsi Rebizanty.
Na Rebizantach była przed wojną stanica harcerska, Olbrychtowo.[iv] Byli tam harcerze, dom harcerski, ładny, góralski. Stróżował w nim Skroban Władek, którego zabili Niemcy a Olbrychtowo spalili. Ale zanim wojna się zaczęła, były tam różne kursy: gotowania, pieczenia, szycia.  Mama chodziła tam  na ogniska z Rybnicy.
Na Hucie Różanieckiej była cerkiew unicka ( grekokatolicka)[v]. Na Rebizantach wszyscy to byli unici, tylko Zaborniaki, jedyni Polacy. Przy cerkwi wszystkich chowano. Leży tam też moja teściowa Katarzyna...
 
AKTUALIZACJA: 
20 lipca 2015 roku pojechałam z babcią Stasią na Hutę i tam zrobiłam  zdjęcie grobu przy cerkwi - Anna Rebizant z domu Jurczak - według mojej babci jest to grób teściowej Bronisławy Rebizant:
 

Ale stryjna Bronisława podaje imię Katarzyna - być może mówiła o pierwszej teściowej, czyli mojej praprababce Katarzynie Rebizant z domu Guta, żonie Jana i matce Mikołaja, Aleksandra ( mojego pradziadka) i dwóch córek.  Jak miała na imię matka Jana ( drugiego męża ) i Natalii nie wiem. Do sprawdzenia...

30 LIPCA 2015: DOPYTAŁAM BABCIĘ. Przedstawiony na zdjęciu grób przy cerkwi, jest grobem Anny Rebizant, matki Jana Rebizanta, drugiego męża Bronisławy Rebizant z domu Babiarz.



W moich zbiorach znalazłam zdjęcie grobu Katarzyny Rebizant, zapisane cyrylicą, ale nie wykonałam go sama i wydaje mi się, że nie zostało zrobione na starym cmentarzu przy cerkwi, tylko na innym - może w Płazowie? - tam wtedy chowano mieszkańców Rebizantów. Druga wersja jest taka, że to grób innej Katarzyny Rebizant, ale zdjęcie zamieszczam, bo jest bardzo dla mnie ciekawe. Czy jest to grób mojej praprababki Katarzyny z domu Guta, która razem z mężem Janem zmarła na tyfus 2 kwietnia (4) 1905 roku?

30 lipca 2015: Aleksander Rebizant urodził się w 1903 roku i był najstarszym z czworga rodzeństwa, po nim był Mikołaj i dwie siostry, zatem Katarzyna Rebizant zm. w 1905 roku, nie jest moją praprababcią. Ale zostawiam zdjęcie, bo jest ciekawe.

C.d. opowieści Bronisławy Rebizant:
 
 Przed wojną, zaraz po ślubie na odpust pojechałam rowerem z Mikołajem. Stanęłam i słyszę, jak ludzie zaczynają gadać, że ja taka chuda, że nie do roboty, co ten Mikołaj sobie wziął. A Mikołaj mnie za rękę, twardo stanął i mówi, żebym nie słuchała.  Bardzo był dla mnie dobry. W ogień by za mną skoczył. Jasiek nie był zły, ale Mikołaj był bardziej czuły.
Mikołaj zginął w 1942 roku, Niemcy zranili go na Skibowej Osadzie ( gajówka obok Borowca, gdzie mieszkaliśmy) a potem zabili w Suścu. Ciało spoczywało na rampie kolejowej w Suścu. Pochowałam męża w tajemnicy na cmentarzu. Trumnę zrobił nasz sąsiad, dobry człowiek - Adam Gruszczyński. Jego żona Julianna, była moją chrzestną matką. W tym czasie aresztowali też Niemcy mojego brata Bolka, którego podczas śledztwa w Zamościu zabili.
Potem mieszkałam na Rybnicy[vi]. Jeszcze jak Mikołaj żył, to się u nas ukrywał Kudybów Julek z Huty. Aresztowania wtenczas na Hucie były, wszędzie, całe rodziny. Ten Julek u nas chował się. Ktoś przyszedł. Jedno wyjście, więc on do szafy. Jak owdowiałam, to się chciał żenić ze mną. Ale ja baba stara już, miałam 26 lat, on kawaler. Mówili, kto ją tam teraz weźmie. Byłam u szwagra Aleksandra , na Rebizantach i na trzecią noc śniło mi się, że Mikołaj zginął. Ale on mówi, nie płacz, Jan się z tobą ożeni. I ożenił się. 67 lat i trzy miesiące byliśmy razem. Drugi mąż oby rano coś zjadł, czapka na głowę i szedł w las a ja sama zostawałam. Mikołaj był gajowym i Jan też. 



                           Na zdjęciu Bronisława Rebizant ( Babiarz) 
z mężem Janem
                                    ( fot. ze zbiorów wnuka Bronisławy i Jana)

Na Rybnicy, Niemcy upatrzyli sobie dom sąsiadów Gruszczyńskich na sztab. Przychodzili w dzień. Nocą w tym samym domu sztab mieli polscy partyzanci. Sztab AK. I dla Niemców i dla naszych trzeba było codziennie pracować: gotować, prać, piec chleb. Prosiłam partyzantów, żebym nie musiała tak wszystkiego robić cały dzień, że pole mam i dziecko małe, a oni do mnie: Co nie masz czasu? To ja ci znajdę czas! Nie było wyjścia. Musiałam gotować, prać, wszystko. Potem przychodzili Niemcy. I  te uzbrojone i te uzbrojone. Nie mieli szpicla na Rybnicy, że się ten sztab utrzymał i Niemcy się nie dowiedzieli.  


 Dom w którym w czasie wojny mieścił się sztab AK 

Miałam małe dziecko, syna Kazika, mąż nie żył a pole było na Rebizantach. Żeby tam przejść, musiałam iść do Niemców po przepustkę. Pozwolili mi iść, ale przykazali, że nie wolno mi kroku w bok zrobić, czy przyspieszać, tylko iść prosto drogą, bo inaczej wartownicy będą strzelać. Niemcy byli okopani na Rybnicy. Lasu jeszcze takiego nie było i co jakiś czas wartownik patrzył. Trzeba było przez tę linię przechodzić. I tak chodziłam z Kazikiem na plecach, na pole. 



 Tak kiedyś wyglądała kołyska dla dziecka

Kiedyś robiłam na polu na Rebizantach, było blisko żniw. Nie pamiętam, co takiego robiłam, patrzę, a tu z pszenicy wystaje karabin, zaraz koło mnie. Z góry uciekali z partyzantki. Niemcy do nich strzelali. Oni odpowiadali. Kule mi koło głowy gwizdały. Miałam stracha. Nie wiedziałam co się dziej. Ale strzelanina minęła.
Innym razem Niemcy wszystkich w jedno miejsce zganiali. Niemiec mówi do mnie, że mam też iść. Ja proszę, że dziecko na podwórku, to pobiegnę. Puścił mnie. Ja biegiem na podwórko wpadłam, Kazika na plecy i przez rzekę uciekłam na Rynnicę. Zdążyłam i nie zatrzymali mnie.
Było też tak, że złapała mnie ukraińska policja. Jeździli po wsiach i rabowali. Święta były, szwagier Aleksander zaprosił mnie na Rebizanty, więc poszłam. A tam Ukraińcy weszli i mówią do nich, że ja bandytka jestem, że w nocy rabuję. Oni im tłumaczą, że nie, że ja rodzina, nie żadna bandytka, ale uparli się, że mnie zabierają do Płazowa. Jak raz opiekunka przyszła z Kazikiem. Ja mówię, że dziecka nie opuszczę, gdzie ja to i dziecko. A oni, że im dziecko niepotrzebne. Miałam jedyne sto złotych, ostatnie pieniądze, odłożone na czarną godzinę i te pieniądze musiałam im oddać. Dopiero poszli. 
Jak weszli Rosjanie, to pamiętam, jak mi chcieli mój koc zabrać, pamiątkę po Mikołaju. Poszłam do dowódcy i ubłagałam, żeby mi ten koc oddali. Widziałam, że jak co dopadli, to zabierali. Beczki z piwnicy wyciągali, kury łapali, wszystko, co się dało. A Rosjanki, w nocne koszule Polek  się  ubierały, bo ładnie w nich wyglądały, jak w sukienkach.
Po wojnie partyzanci z Lublińca przywieźli szpiclów. Szkoda mi ich było. Sami młodzi chłopcy, ale za zdradę ich partyzanci wystrzelali i w lesie zakopali. Nie daj Boże tak patrzeć i żyć w takim niespokojnym czasie. Sztab był na naszej działce i Gruszczyńskich. W partyzantce wszyscy byli: Polacy, Żydzi, Rosjanie, a nawet Niemcy, którzy swoim podpadli, i do lasu uciekli. Kiedyś w Tomaszowie w szpitalu spotkałam jednego Niemca, co u nas często bywał. Poznał mnie i dziękował mi, za pomoc.



[i] Bronisława ( Babiarz) Rebizant , ur. w Rybnicy w 1907 r., córka Ewy ( Krzyszycha) i Aleksandra Babiarza.

[ii] Rebizanty (obecnie Huta Szumy) – wieś w powiecie tomaszowskim, w gminie Susiec, nad Tanwią. W: Słownik historyczny miejscowości województwa zamojskiego.

[iii] SUSIEC - obecnie siedziba gminy. Do XVII w. tereny uroczyska Susiec, należącego od 1589 do Ordynacji Zamojskiej, były gęsto porośnięte lasami i niezasiedlone. Dopiero w 1582 r. pojawia się wzmianka o tartakach Sikliwców i Świdów na Potoku Łosinieckim. Natomiast pod rokiem 1643 jest zapis o młynie na rzeczce Wieluni i o przeniesieniu spod Szarowoli
huty żelaza (z rud darniowych). Wówczas zaczyna tu narastać osadnictwo. Wchodząc w skład ordynacji, wieś w 1792 należała do jej klucza rybnickiego, zaś w następnym stuleciu sama stała się ośrodkiem klucza dóbr ordynackich. W 1880 r. spis ludności wykazywał tu 74 domy i 559 mieszkańców, w tym 49 greko-katolików. Spis z r. 1921 (wówczas w gm. Majdan Sopocki) mówił już o 127 domach oraz 940 mieszkańcach, w tym 15 Żydach i 28 Ukraińcach.
Jak mówi dziewiętnastowieczna notka, była to “... okolica wsi lesista (przeważnie lasy sosnowe), grunt po części piaszczysty, po części kamienisty. Włościanie, pomimo nieurodzajnej gleby, hodują wiele bydła i owiec, dzierżawiąc od ordynacji leśne pustki i łąki. Przy tym trudnią się hodowlą pszczół i posiadają bogate pasieki".Podczas Kampanii Wrześniowej 1939 r. i okupacji hitlerowskiej okolice wsi były terenem częstych walk. W 1939 r. walczyła tu m.in. 6 DP gen. B. Monda, której 12 i 16 pułki piechoty zakopały swe sztandary koło leśniczówki Susiec. W końcu 1939 r. zawiązała się we wsi konspiracyjna organizacja “KLON" (Konsolidacja Obrońców Niepodległości), która następnie weszła w skład ZWZ, lecz rozbita została przez Niemców w 1942 r. W lipcu 1943 r. wieś została wysiedlona (część ludności zbiegła do lasu) i nasiedlona Ukraińcami. W styczniu 1943 oddział AK “Wira" zniszczył tu stację kolejową. W lutym t.r. walczył tu oddział BCh “Burzy", a jeszcze w tym samym miesiącu oddział AK “Podkowy" zniszczył na stacji 14 cystern z ropą. W grudniu 1943 oddziały BCh “Burzy" i “Błyskawicy" zniszczyły tartak, broniony przez niemiecką załogę, zaś w nocy z 15 na 16 lutego 1944 r. oddziały z 1 Ukraińskiej Dywizji Partyz. oraz oddział AK “Wara" zniszczyły całą stację w Suścu. Susiec został wyzwolony 22 lipca 1944 r. Zab.: Jednym z dwóch najważniejszych zabytków jest klasycystyczny kościół murowany, zbudowany w 1862/68 r. na miejscu poprzedniego drewnianego wzniesionego w 1796/1818 roku z rozebranej cerkwi. Drugi zabytek to waty ziemne grodziska sprzed XIII w. (ślady osadnictwa nawet z VII w. ) na wzgórzu zwanym “Zamczysko" lub “Kościółek". Według legendy miał tu istnieć zameczek spalony przez Tatarów. Odbudowany, miał stać jeszcze w 1656 r. W początkach XVII w. Zamoyscy wznieśli tu cerkiew unicką z klasztorem bazyliańskim, którą wkrótce zamieniono na kościół katolicki, rozebrany w 1796 lub 1818 roku. W: Słownik historyczny miejscowości województwa zamojskiego.

[iv] Stanica harcerska Olbrychtowo nad Tanwią, została nazwana od imienia gen. Brunona Olbrychta, dowódcy 3 Dywizji Piechoty Leg. w Zamościu. Stanicę postawiono nad Tanwią w Rebizantach, bo kilometr dalej Józef Piłsudski po ucieczce z Petersburga , latem 1901 roku, przekroczył granicę rosyjsko – austriacką i schronił się w Galicji. Do dzisiaj stoi tam skromny obelisk z repliką tablicy (oryginał wywieziono do Londynu), z informacją o tym wydarzeniu. Artykuł „Uszy Piłsudskiego. Nieznana historia Olbrachtowa”, ukazał się w Tygodniku Zamojskim 20 czerwca 2007 roku.

[v] Oficjalną nazwą Kościoła, używaną przez Stolicę Apostolską, jest Kościół katolicki obrządku bizantyjsko-ukraińskiego, uznający władzę i autorytet papieża. Zwyczajowo jest nazywany Kościołem unickim (nazwa pochodzi od unii brzeskiej), bądź greckokatolickim. Według Konkordatu pomiędzy Stolicą Apostolską a Rzeczpospolitą Polską z 10 lutego 1925 nazywany był obrządkiem grecko-rusińskim.

[vi] RYBNICA - wieś w gm. Susiec. Wieś została założona w XVII w. w dobrach Ordynacji Zamojskiej, nad potokiem bez nazwy. Nazwa miejscowości pochodzi od rozległego stawu rybnego. Na przełomie XVII i XVIII stulecia powstał tu przemysł metalurgiczny ordynacji. W latach 1732-1791 istniała tu huta szkła, przeniesiona później do wsi Paary. “Gleba w ogóle
piaszczysta, ludność uboga z powodu odległości miast i braku zarobku (... ). Ludność
oprócz rolnictwa trudni się przemycaniem okowity". W 1792 r. wieś stanowiła
ośrodek ordynackiego klucza dóbr. Wg spisu z 1827 r. wieś liczyła 18 domów i 132 mieszkańców, zaś wg spisu z r. 1921 (wówczas w gm. Majdan Sopocki) już 43 domy oraz 222 mieszkańców, w tym aż 102 Ukraińców. W: Słownik historyczny miejscowości województwa zamojskiego.



OPOWIADA JAN REBIZANT[i], URODZONY W 1923 ROKU, MIESZKANIEC WSI HUTA SZUMY (REBIZANTY) W GMINIE SUSIEC, ŚWIADEK WYDARZEŃ Z LAT OKUPACJI NIEMIECKIEJ.

Rodzina
Nazywam się Jan Rebizant. Urodziłem się w 1923 roku. Moi rodzice to Maria z domu Tepiło i Eliasz Rebizant. Na ojca mówili we wsi „Ilko” lub „Krawiec”. Ojciec mój, Eliasz Rebizant, na cmentarzu za Hutą leży. Mama moja Maria (Tepiło) Rebizant, na cmentarzu przy cerkwi pochowana. W 1943 roku za Niemca, nie można się było ruszyć. Tu takie z partyzantki byli, taki porucznik „Bez” u Kuryłów długo mieszkał. To przychodził, ale szans już nie było, ani lekarstwa i mama na płuca umarła. 
Olbrychtowo.

Na zdjęciu rodzice Jana Rebizant, Maria Tepiło i Eliasz Rebizant

Przed wojną, wieś Rebizanty nazywano Olbrychtowem. [ii] Widziałem gen. Olbrychta w stanicy kilka razy i często tam chodziłem z kolegami na jedyne w okolicy radio. Zaporę z kamieni i cementu zbudowali bracia Jan i Franciszek Żukowiczowie, znani murarze spod Narola, świetni fachowcy. Po wojnie wznieśli mur wokół kościoła w Hucie Różanieckiej. [iii]
Żeby nie wojna, to by się Rebizanty, Olbrachty czy Olbrychtowo nazywały. Zaraz jak ten dom wybudowali ( stanicę), to ten generał Olbrycht (Bruno) chciał, żeby się tak wieś nazywała. Ale wojna naszła i domek ( stanica) spłonął. 
Rok 1939  na Rebizantach - Popówka
Wrzesień 1939 roku pamiętam dokładnie. Dwa tygodnie tu się bili.[iv] Ludzie uciekli na Popówkę.[v] A jakby tak od 1939 roku zacząć opowiadać, to by całą książkę spisał. To pamiętam dokładnie. To jak się zaczęło, to dwa tygodnie tej wojny było. Tyle było strzelaniny, i Zaborniaka i Bednarza dom spalili. My na tej łące siedzieli, co ją Popówka nazywają. My tam wszystkie siedzieli, całe Rebizanty. Nieraz jak konie się biją, krowy, bodą się, tak wtedy wszystko spokojnie stało, jakby wiedziało. Popówka wodą była obwiedziona, a z boku góra. Popowa to druga łąka, jak mury. Teraz krzyż postawili, w miejscu, gdzie wtenczas Władka Skrobana zabili. My tam dwa razy siedzieli. Raz cały dzień i drugi raz, cały dzień. Potem, jakoś się uspokoiło. A na tej Popówce, jakeśmy siedzieli, to mało co nas nie pozasypywało. Była z nami tego „Bednarza” córka Stefka, chyba żeśmy ze trzydzieści metry takie okopy pokopali. I tak tę Stefkę zawaliło w tym rowie, aleśmy ją wykopali, wszyscy rękami kopali, wszyscy drapali ziemie w tym miejscu, gdzie głowa była, żeby powietrza złapała, bo jeszcze chwilę by się udusiła. Czapka tego „Bednarza” to chyba do dzisiaj tam leży, jak go przysypało. Myśmy te okopy sami kopali, bo w razie frontu, to ochrona była, ale to w piachu kopane, to się obsuwało. A jak raz, tam gdzie przechodziła ścieżka obok domu, rozkopane, i obsuwało się. Wszyscy tak mieliśmy. Na Popówkę pouciekaliśmy rano, zaraz jak to się zaczynało, bo tu nie wiadomo było, co będzie, raz nasze wojsko, raz Niemcy, a tam był spokój, tam wszystko trzymaliśmy, krowy, konie. Pierwszą noc, żeśmy tam całą noc byli, wtenczas, jak tego Skrobana zabil,  a na drugą już wróciliśmy do domu.
Śmierć Władka Skrobana

Niemcy, jak najechali, tak gdzieś po obiedzie, to okopali się, tam jak to cerkwisko obok Rebizantów. I tu gdzieś za rzeką, wojsko polskie stało. A my siedzieli na tej Popówce, a nad nami tam, chyba Niemcy byli obkopane, bo było nawet słychać, jak ten Skroban szedł ze tego domu, bo słychać było, jak Niemiec krzyczał Halt! Ale on nie słyszał, bo szum wody zagłuszał, to pierwsza sprawa, a druga, bo on niósł cztery koce. Żona z dziećmi była z nami, a to było już wieczorem, chłodno, wrzesień, i poszedł po te koce do domu, jak się ta Koszelówka zaczynała. Tam była kładka i on przez tę kładkę szedł. I tam woda mocno szumiała, bo przez tę tamę, woda się lała. Szumiało. Na pewno nie słyszał. Trzy razy strzał był w nocy. On tam jęczał długo. Żonka się jego martwiła, czego jego nie ma, tak długo, czego nie ma. Myśmy nie chcieli ją puścić, bo chciała iść patrzeć, bo mówimy, jeszcze ciebie zastrzelą. Rano poszła i on tam leżał. Dwa chłopaki było, jego syny. Już chyba też poumierali. Jak ona miała na imię, nie pamiętał. On był Władek. Był wtedy stróżem w tym domu(Olbrychtowo). Jak my tam siedzieli do rana, to pamiętam do dziś, jak Niemcy naszli, od Pietra ( Piotr Rebizant, wcześniej Jan Zabornia), tam przy stodole, takie kiedyś kiczki były, i z tą kiczką leciał Niemiec z ogniem do mieszkania i tak dom Zaborniaków i Bednarzy, podpalił. A w domu tym harcerskim, to tak chyba z piętnaście minut z karabinów maszynowych bili, aż jęczało, a potem podpalili. Oni tu bili zza rzeki z karabinów. Może oni by tych domów nie spalili, ale nieboszczyk Skroban, widział, że front się podsuwa, a tam były telefony, jakieś zegarki, radio i on to wziął do Zaborniaka przeniósł. Te szwaby zobaczyły, że tam coś wojskowe jest i podpalili. Zabudowania były najbliżej, zaraz z brzegu. 


[i] Jan Rebizant, rocznik 1923, syn Eliasza i Marii z Tepiłów.

[ii] Stanica harcerska Olbrychtowo nad Tanwią, została nazwana od imienia gen. Brunona Olbrychta, dowódcy 3 Dywizji Piechoty Leg. w Zamościu. Stanicę postawiono nad Tanwią w Rebizantach, bo kilometr dalej Józef Piłsudski po ucieczce z Petersburga , latem 1901 roku, przekroczył granicę rosyjsko – austriacką i schronił się w Galicji. Do dzisiaj stoi tam skromny obelisk z repliką tablicy (oryginał wywieziono do Londynu), z informacją o tym wydarzeniu.

[iii] Artykuł „Uszy Piłsudskiego. Nieznana historia Olbrachtowa”, ukazał się w Tygodniku Zamojskim 20 czerwca 2007 roku.

[iv] Front rozciągał się na osiemnastokilometrowym odcinku Ruda Różaniecka – Paary – Maziły. Były to bataliony II/ 49 ppłk Fritza Bienecka i III/49 ppłk. Klausa Hoffmeyera. I /49 ppłk. G. Schuberta stał w odwodzie na południowy zachód od Narola. Sztab znajdował się na wzgórzu obok pałacu Łosiów w Narolu. Siłami polskimi dowodził gen. Piskor, który 16 września 1939 roku objął dowództwo nad połączonymi siłami armii Kraków i Lublin, które przebijały się na kierunku Tomaszów Lub. – Bełżec – Rawa Ruska., Grupa „Boruta”, idąca na Bełżec i Narol oraz Grupa Forteczna płk. Wacława Klaczyńskiego, ubezpieczająca rejon Józefów – Hamernia – Nowiny. W: Makara R. ST., „ Wojna i pamięć. Przewodnik po miejscach pamięci narodowej na terenie powiatu lubaczowskiego”, Lubaczów 2009 r.

[v] Łąka za Tanwią, gdzie schronili się mieszkańcy wsi Rebizanty.

[vi] Niemcy, borykający się z brakiem rąk do pracy, dostrzegli w młodych Polakach darmową i przymusową siłę roboczą, którą można wykorzystać dla potrzeb wojennych. W tym też celu na podstawie zarządzenia Generalnego Gubernatora z 1 grudnia 1940 r. powołano SŁUŻBĘ BUDOWLANĄ - "BAUDIENST". Rekrutacja do Baudienstu odbywała się na zasadzie poboru. Początkowo rekrutacja obejmowała tylko młodzież polską w wieku od 16 - 24 lat. Początkowo czas trwania tej służby wynosił 3-7 miesięcy, a od końca 1941 r. został wydłużony do 1 roku. Junacy powołani do Służby Budowlanej podlegali skoszarowaniu i umundurowaniu. Za swoją pracę otrzymywali wyżywienie, papierosy i dzienny żołd w wysokości 1 zł. Pracowali przy budowie linii kolejowej, dróg, mostów, w magazynach, instytucjach wojskowych a także przy porządkowaniu przemyskiego getta po jego likwidacji we wrześniu 1943 r.
[vii] Pacyfikacja wsi Paary, w ramach operacji „Wherwolf” na Zamojszczyźnie. 20 czerwca 1943 roku, operacja objęła lasy susieckie i Puszczę Solską. Pacyfikacja trwała dwa tygodnie. W Paarach zastrzelono 9 osób. Pod Rudą Różaniecką i na Hucie Różanieckiej, stoją pomniki poświęcone zamordowanym. W: Leszek Siemion, Lubelszczyzna w latach okupacji hitlerowskiej, str. 152









Pamiątkowy krzyż w miejscu śmierci Władysława Skrobana



[i] Artykuł „Uszy Piłsudskiego. Nieznana historia Olbrychtowa”, ukazał się w Tygodniku Zamojskim 20 czerwca 2007 roku.

Opowiada Jan Rebizant, c.d.

Ranny żołnierz polski
Drugi raz, jak żeśmy uciekli na Popówkę, to znowu Niemcy byli tu koło szosy blisko, a polskie wojsko z tego dołu, tutaj jak Kierepkówka wyszło. I na most tutaj trzech ich wyszło. A Niemcy byli pod górą z rkm, jak Manka pole ( Marian Ważny), jak nasz las, tu pod tą górą. Jak wyszło na most tych trzech żołnierzy polskich, to Niemcy pociągnęli z karabinu i tak jednego postrzelili. Dostał tędy przez brzuch i kula wyszła, co jest ciekawe, że nie umarł. Tych dwóch uciekło, a jego zostawili. I Niemcy później najechali spod tej góry, jak tamci uciekli i zobaczyli, że on ranny jest, i wzięli go wciągnęli nogami w wodę, tak, żeby nie umarł. Jak raz było tak, że w obiad brat mój, ten co zabity pod Rudą, Stefan, i sąsiad, przyszli po koniczynę dla krów, dla koni, i te Niemcy tutaj byli i pokazują, że tu żołnierz polski, ranny, że go trzeba zabrać. Obandażowali go. Gdzieś jeszcze przytomny był, bo mówił, że go w wodę wciągnęli i kazali go wziąć. To go brat z sąsiadem wzięli i przynieśli do nas, i pod jesiony go położyli, a potem ojciec go kazał do szopki przenieść i tam go położyli. I tak leżał. Nic jeść nie chciał, tylko leżał. Pamiętam, jak mam rosołu na drugi dzień nagotowała, bośmy wtedy w domu byli i mu zaniosła, to troszkę się napił. Na drugi dzień, to chyba było jakoś w poniedziałek, bo on od piątku, to już z tej szopy sam przyszedł do mieszkania i zaczął opowiadać jak było, to mówił, że ich trzech wyszło na patrol i Niemcy go uratowali, bo mówi, kolegi uciekli, i miałem zegarek i czterysta złotych i to mi zabrali i uciekli, a Niemcy mnie zabandażowali. Bo w początkach, to Niemcy takie złe nie byli. I tak był u nas do piątku. Tu polskie wojsko jechało, jednego dnia, drugiego, raz Niemcy. Takie przeganianie było. I to było pamiętam w piątek, Niemcy jechali tu zza rzeki, i ojciec mówi, co tu będzie leżał, może go zabiorą gdzieś do szpitala albo gdzie. I wyszedł do nich, taki tabor jechał niemiecki. I coś poszwargotali i pytają gdzie leży, to też Niemcy byli, żołnierze frontowe. Ten sanitariusz zszedł z tego samochodu i mówi, choć pokaż. I przyszedł do tej szopki i popatrzył tak na niego i wziął go tak poodwijał, ten bandaż, co miał naciągnięty ściągnął, i drugi mu bandaż dał i pamiętał taką wielką czekoladę, chyba ze 40 deka, dał mu te czekoladę i poszedł. Nie wzięli go. A on już tak koło soboty przyszedł do mieszkania. I matka chleb piekła w piecu, a on mówi, że on ze Śląska i ze pierwszy raz widzi, jak się chleb piecze. On miał 16 lat, jak poszedł do walcowni pracować, do fabryki. I tak tu w mieszkaniu spał. I polskie wojsko najechało, chyba to w niedzielę było i tej szosy jeszcze nie było, tylko piach, jechali wolno, i pieszo do nich ojciec podszedł i mówi, że tu polski żołnierz u nas leży i co tu będzie leżał, może go gdzieś zabierzecie. A myśmy się go pytali, czy on zostanie czy pójdzie. I powiedział, że pójdzie z nimi. I wzięli go na ten tabor żołnierze i poszedł z nimi, nie wiadomo gdzie się potem podział, co się z nim stało. Mówił, że ich siedem braci było i wszystkie poszli jednego dnia na wojnę. Mówił, że niedaleko granicy był, tam gdzie Katowice, granica była niedaleko w tym czasie. I taki to był ten 1939 rok. Miał ten żołnierz szczęście, że mu ta kula na wylot przeszła i że przez trzy dni nic nie jadł. Gdzieś mu ta kula poza kiszkami poszła, że nie naruszyła nic i przeżył.
Wtenczas, jak oni szli po te koniczynę z Oleszkiem, to Niemcy tam najechali, też gdzieś z tamtych od Smoków dołów. I kazali im siadać. Jakiś po czesku do nich mówił, bo rozumieli, żeby siadać i drogę i pokazać, bo gdzieś tu miała być główna. Oleszko mówi, że on tu mieszka, na dole. Zejdzie i pójdzie. To go puścili, a że brat koło szosy mieszka, to pokaże. I tak przyjechali do nas.
            Rozmaicie to było wówczas. Pamiętam też, jak nasze wojsko zza mostu wyszło i chyba prawie taka cała kompania ich była. Stał wtedy ojciec, ja i starszy brat. I mówią, że trzeba im prowadysza jednego, żeby ich zaprowadził do Rudy, pokazał drogę. Wojsko powinno mapy mieć – myślimy. Jak my to usłyszeli, to ja mówię do Jędrucha, że uciekamy, bo tam front jest i jak my tam po nocy pójdziemy, jak oni jakiegoś prowodyra do Rudy chcą, i uciekliśmy do Kuryły Mikołaja, do Mani. A ojciec się został i ojca wzięli. Jak nie ma synów, mówią, jak pouciekali, to ty teraz prowadź. I zaprowadził ich pod Rudę i dalej mówi, że nie pójdzie, bo słyszał, że tam Niemcy są. To mu jeden, porucznik wypisał przepustkę, bo nawet polskie wojsko po nocy mogłoby zabić, bo by myśleli, że jaki szpieg idzie czy co. Dał mu te przepustkę, wojsku pokazał i przyszedł w nocy do domu. Za dwie, trzy godziny patrzymy, a oni są znów z powrotem te co tu były i mówią, że oni by tu przenocowali, bo dalej, to już są Niemcy. Matka wtedy jeszcze żyła, my z tej Popówki żeśmy poprzychodzili i mówi, żeby im matka rano kawę zrobiła, bo mieli swoją zbożową. Kapitan był, porucznik i trzech takich zwykłych, szeregowców. Mówią, że przenocują, żeby im rano kawy zrobić i oni pójdą dalej. I rano matka kawy tej zrobiła, ja stoję, patrzę przez okno, a tutaj taka pustka była jak zagroda, patrzę, a tam widzę Niemiec stoi na drodze. Ja mówię do tego kapitana, panie kapitanie Niemcy tam są. To on zaraz do tego porucznika i mówi mu - obrzynaj mi te na naszywki. Ciach, pach i do kuchni. A byli powyzuwane, boso, bo mieli nogi odparzone. To on pagony poobrzynał i mówi, żeby dać jakieś cywilne ubranie. Ja mu tam czegoś naszukał, a ten mówi, że on tego nie chce, że on chce lepsze. Ja mu na to, ze nic lepszego nie dostanie. Takie jeszcze żarty były. To on jeden but pod pachę, drugi obuł i tak dyla za rzekę. A te zwykłe się zostali. Te zwykłe powstawali, kawy się ponapijali i dopiero poszli. A Niemcy, potem tak było, gdzieś ich tych polskich ponałapywali i do niewoli gnali. Też zaprowadzili przez Rudę czy gdzieś, i wzięli im wszystko pozabierali, karabiny, pasy, wszystko. I potem te Niemcy przyszli i tam gdzie Łagowski mieszka, odpoczywali. Ale tamtych było chyba ze dwadzieścia. Rano powychodzili i patrzyli jak tu jest, co tu jest. Bez pasa, bez niczego. Pamiętam, jak się te Niemce pomyli w rzece, a tamte boso pouciekali za rzekę. Takie to były fronty. A później to inaczej było.
Innym razem, Niemcy przygnali dwóch polskich żołnierzy. To byli szwagrzy. I brat mój był wtedy w domu, jak oni do mieszkania ich zagnali i zamknęli ich i kazali tu siedzieć. Drzwi zamknęli, zaryglowali. I siedzieli tak całą noc. I w nocy to Niemców najechało na podwórko, ognia napalili i gdzie jaka kura była, było gdzieś tak 20 kur, to wyłapali i tak na ogniu smażyli. Ognie napalili, słomę porozciągali wzdłuż tędy i tak siedzieli. A brat był tam przymknięty. I coś jakiś rozkaz przyszedł w nocy i tak prosto z podwórka w górę samochodami pojechali. I te wozy pancerne, że on szedł pola nie pola. Brat okno otworzył, słyszał jak pojechali i wygląda na podwórko, a tam ogień. Słoma porozciągana po podwórku, jeszcze pół godziny, poszłoby po płocie, by się budynki spaliły ze wszystkim. A my jak tam uciekali na tę łąkę, to żeśmy wody nanieśli w takie beczki, żeby można było polewać w razie pożaru i faktycznie ta woda pomogła. On złapał tę wodę wiaderkiem, pozalewał ten ogień i budynki się zostały. Bo to każdy liczył, że nasze budynki mogą się spalić i ta woda była przygotowana i to pomogło. Kupa piór tylko się na podwórku została. A tamci dwaj, jeden był ranny, rano poszli, zabrali się. W górę tutaj jak Huta poszli. To było na samym początku w 1939.
W junakach, 1942 rok
W 1942 roku, Niemcy wzięli mnie do Junaków[vi] W junakach byłem z Janem Rebizantem. Nas ściągała taka specjalna komisja, która była w Płazowie. My tory żeśmy kładli, szyny, tory równali. Od Puław prawie pod Dęblin te tory szły. Pierwszą noc tośmy w Lublinie nocowali, a potem w Gołębiu, między Lublinem a Puławami. Tam stacyjka taka mała była. Teraz jakbym jechał, to pewnie bym jej nie poznał. My tam kwaterowali rok, a później to pouciekało wszystko. Jan to jeszcze dobrze nie przyjechał, a matka jego ciężko zachorowała ( Anna Rebizant), i telegram przyszedł, że matka chora bardzo i Jan poprosił o przepustkę do domu. Ten, co zarządzał tymi przepustkami, kazał mi dać gwarancje, że Jan wróci. Bo jak nie przyjedzie – mówił – to go nie puszczę. Ale pojechał, i rzeczywiście już nie wrócił, bo wtedy już partyzantka operowała i już tam ani policja ani diabeł nie rządził. Ale jak chciałem potem na urlop jechać, to mi ten od przepustek powiedział, że mnie nie puści. Bo podpisałeś – mówi - za niego( za Jana) gwarantowałeś, a on nie wrócił, to teraz ty nie pojedziesz. Ale na szczęście i one gdzieś potem w zimie pojechał, a ja na Wielkanoc 1942 roku uciekłem z tych junaków. Jak raz zajechałem wtedy do Suśca, jak pociąg na Świdach rozładowali, bo dalej by nie jechał. Przyjechałem na taką specjalną przepustkę, legalnie, bo tak by Niemcy złapali. To była taka lewa przepustka. Taki sekretarz był u nas. Niemiec był dyrektorem, ale sekretarz był z junaków, tylko znał po niemiecku i on tam jako sekretarz robił. Był to Ukrainiec Grinnaber się nazywał. I on miał pieczątkę i te przepustki miał, nie chował. U nas był taki Kryl i nauczył się ten podpis Grinnabla podrabiać. Dostał ten sekretarz ćwiartkę wódki za przepustkę na 9 dni a ten Kryl podpisał. Kontrola była ciągle, jak jechałem. Niemcy patrzyli dokładnie. Mówili, że bardzo dużo dni dostałem, bo najwięcej to dawali trzy, pięć dni, a tu dziewięć. Z takim psem koło nogi chodzili. Bałem się, ale popatrzyli i puścili. Do Suśca tak dojechałem i już nie wróciłem tam. Z tych robót, to codziennie ktoś uciekał. Bo to był czas, jak Niemcy się wracali i Ruskie ich gnali. 
Czerwiec 1943 r.
Mojego brata, Stefana, Niemcy zabili w 1943 roku. Akurat akcję robili.[vii] Na początku tak Niemcy nie bili od razu, chyba, że ktoś tam uciekał, to bezpośrednio strzelali. A potem już coraz gorzej było. Było akurat Boże Ciało i mój drugi brat na Korkoszach z żoną, chcieli pójść do kościoła, bo święto i poprosili żebym przyszedł do nich i dzieci popilnował. Były jeszcze wtedy małe. To poszedłem na Korkosze do brata. Było koło ósmej rano. Oni mieli do Płazowa na sumę iść, to mieli jeszcze czas. A tam taki chłopak służył u nich, krowy pasł, przylatuje, my byli jeszcze w mieszkaniu, i krzyczy wujek, Niemców za rzeką aż siwo. Po tych parzańskich łąkach, mówi, z lasu wychodzą. A oni jeden obok drugiego może 10 metrów szli, tak gęsto, i za chwilę patrzymy, są na podwórku. Z karabinami nastawionymi. I do mieszkania. Zaraz loose, loose, wyganiają i na podwórko, na ten wzgórek, co tam jest i tam nas zagnali. I wszystko, co kto był w mieszkaniach, tam pozganiali. Siadać i siedzieć, mówią. I już tam do Płazowa nie poszli. I tak było, że nas tam wszystkich pozganiali, bo taki Kotowski, Bronki szwagier, co piekarzem był na Skwarkach, co tam teraz Kałamarz mieszka, tam piekarnia była kiedyś, Bronki siostra tam mieszkała. I on był, ten cały piekarz Kotowski razem z nami. Rkm dokoła postawili, my w środku i tak żeśmy siedzieli. A Albiny matka, tak tam stękała, że łachy zostawiła, żeby przyniosła i poszła, puścili ją. Wróciła z jakimiś ciuchami, siedziała. Jeden Niemiec trochę po polsku mówił, to powiedział, że oni tu nic z nami robić nie będą, tylko się trzeba na komendę zgłosić, tam jakaś była. I mówi, kobiety, brać co jest, mężczyźni konie, krowy zabierać i do Paar idziemy. I tak przez wodę, tam nie było głęboko, do Paar nas pozaganiali. A na Rebizantach obława przeszła w tym czasie, ale nic nie było. Przeszli. Ale o mnie się zaczęli martwić. I brat Stefan i Jaśko Bronci, mówią, że idą na Korkosze zobaczyć, gdzie ja jestem, co tam się dzieje. Na Korkoszach nikogo nie było. Tylko tam u Krzyszychów dziadek na piecu siedział, Niemcy go nie ruszali. Mieli wracać, ale Stefan nieboszczyk mówi, ja pójdę zobaczę do brata, co u niego i jak poszedł, jak raz na Niemców naszedł i go zabrali. A w domu nie wiedzieli, gdzie on się podział. Poszedł na Korkosze i nie ma go. Prawie dwa tygodnie nie wiedzieliśmy, gdzie się podział. Bo siostra była wtedy na Bruśnie i żeśmy myśleli, że na Brusno poszedł. Ale za jakiś czas, ludzie na Hucie mówią, że widzieli go, jak Niemcy go prowadzili.
Potem już wiedzieliśmy jak to było. Niemcy nałapali wtedy samych młodych chłopaków i Stefana wzięli, razem z nimi, jak naszedł. Razem pozabierali tych chłopaków z ojcami i pognali na Hutę i dalej. Wieczór już się robił pod Rudą i Niemcy mówili, że tu będą nocować. A tam taki Mazurkiewicz jechał z Rudy, to widział, jak siedzieli te wszystkie chłopy na szosie a Niemcy stali nad nimi. Tam już zostać mieli, bo noc się zbliżała i powiedzieli, że jak ktoś z tej grupy ucieknie w nocy, tak będą całą resztę bić. Tak zaraz powiedzieli, żeby nikt nie uciekał. A jeden z mojego roku, też się Rebizant pisał, z Huty, Władek, to było święto Boże Ciało, i miał wojskowe ubranie takie, polskie, bo się ubrał tak, na jaką bidę, a on trochę rozumiał po niemiecku. Jego ojciec gdzieś po niemiecku umiał i on się nauczył. I Niemcy między sobą szwargotali, że to coś jest, że to jakiś oficer polski, jego trzeba będzie zlikwidować, albo coś, tego w tym mundurze. On to słyszał i zrozumiał, że to o nim mówią, i gdzieś koło jedenastej w nocy, mówi, że mu się chce za potrzebą i jak odszedł, tak uciekł w las. Zaczęli strzelać za nim, ale uciekł. Potem go, gdzieś za dwa tygodnie do Niemiec zabrali. Mówił, że strzelali, ale udało mu się uciec. A resztę za to zabili i mojego brata Stefana z nimi. Podobno musieli sami doły kopać. Do rana wybite byli. Brata, to pamiętam jechał patrzeć ojciec i brat ten najstarszy, to mówił, że ręka tylko była odkryta, reszta już przykryta ziemią. Tak na kupę pozwalali w ten dół. Na cmentarzu pochowani są pod Płazowem, a tam ich zabili, gdzie pomnik, pod Rudą. 


Kanada 1901 r.
Mój dziadek ze wsi Rebizanty wyjechał w 1901 roku do Kanady. Później ściągnął tam swoją siostrę. Ojciec mi tłumaczył, że najpierw do Kanady pojechał Kudyba z Huty, kolega dziadka, który pisał do  niego listy. Dziadek postanowił też wyjechać. Sprzedał wtedy pół łąki, żeby wyjechać. Do Kanady jechali trzy tygodnie. Trzy ciotki stąd pojechały. Jedna miała 14 lat, jak pojechała i widziała jak tu było i jak tam. Jak byłem w Kanadzie w 1983 roku, to ona jeszcze żyła. Mówiła, że gdyby nie ta woda, to by z powrotem na piechotę przyszli. Tam było tak, że jak zajechali, to puszcza była, pustynia bez ludzi. Do miasta to trzy dni jechali, po naftę i sól. A pola, to było ile kto chciał, ale to wszystko krzaki. Jak ktoś sobie wykarczował to miał, żeby jakieś ziemniaki posadzić. Jednego roku tak zdobyli kartofle i posadzili, to mieli co jeść, bo na początku, jak przyjechali, była bieda straszna, nic nie było.

Sąsiadka : Rebizant Bronisława z. domu Babiarz
Bronisława Rebizant mieszkała przed wojną z Mikołajem na Skibowej Osadzie, dwa lata mieszkali w lesie. Osady te robili, takie jak Niwka. Ordynacja przed wojną dużo rąbała drzewa i tak powstawały osady. Mieszkali w leśniczówce, w jednym domu ze Skibą. Niemcy to spalili. Popowicz z Suśca mieszkał tam jakiś czas. Mikołaj za Niemców mieszkał tam, potem go zabili.

Mieszkańcy wsi Rebizanty
Każdy we wsi miał swoje przezwisko. Na Aleksandra mówili „Oleszczyna”, albo „Tkacz”.
Tam, gdzie później Aleksander Rebizant mieszkał, przed wojną mówiono, że idą do Gmitra, potem dopiero do Aleksandra „Tkacza”. A domy na Rebizantach, jakbyśmy tak od końca wzięli, to najpierw Zaborniaki, Jan Zaborniak taki kulawy. Andrzej to był ojciec Jana. Po sąsiedzku mieszkał Andrzej Rebizant tam, gdzie teraz mieszkają Koguty ( Stelmachy). Na Andrzeja Rebizanta, sąsiada Zaborniaków, mówili „Bednarz”, bo robił beczki. Andrzej „Bednarz” też Rebizant się nazywał, tylko tak go przezywali, bo beczki robił.On tu przyszedł za zięcia. To chyba jakaś rodzina była mojego ojca, bo ta ziemia „Krawca” była podzielona. Później „Bednarze” wyjechali na Ukrainę. Andrzej Rebizant „Bednarz” pochodził stamtąd, gdzie Manek mieszka( Ważny Marian) a tam poszedł za zięcia. Potem, jak ich wysiedlili, to Kogut potem mieszkał. Szczepański też jest tutaj nasiedlony. Tam gdzie Szczepański, wcześniej mieszkał Andrzej Rebizant, co go „Klusek” nazywali. U Bronisławy i Mikołaja Rebizant, na Skibowej Osadzie często koniem zarabiał. Często go ludzie najmowali, koniem robił. Mikołaj był bardzo honorowy, zawsze, ile trzeba było płacił i się nie targował. Tam gdzie Łagowski mieszka i Ksenia, i tam gdzie Manek mieszka ( Ważny Marian), to kiedyś dwaj bracia mieszkali. A gdzie Kuryło, to drugi Eliasz „Ilko” mieszkał. Przed wojną był tu jeszcze Kuszczak, Kuzina i Zaborniak. Na miejscu Myszkowskiego Józka, Kuzina mieszkał. Rzepak jeszcze był. A reszta, to wszystko Rebizanty byli. Jakieś 9 rodzin. 




 Opowiada mój stryj, Józef Rebizant - RZEŹBIARZ
Mieszkańcy Rebizantów trudnili się różnymi zajęciami od których mieli przezwiska. Większość mieszkańców nosiła nazwisko Rebizant, stąd łatwiej było rozróżnić, do kogo się kto wybierał.
Aleksander Rebizant ( mój pradziadek) - TKACZ 
Michał Kudyba ( mój pradziadek) - ZDUN ( robił kuchnie i wyplatał koszyki z wikliny)
Stefania Kudyba( moja prababcia) KRAWCOWA 
Andrzej Rebizant ( brat dziadka Piotra) SZEWC
Eliasz i Jan Rebizant ( ojciec i syn) - KRAWIEC
Paweł Rebizant - KOWAL
Łagowski - LEŚNICZY
Szczepański ( z Łotwy) MUZYK i KAMIENIARZ, nazywano go NOGA, bo grał na harmonii na nogę.
Myszkowski (Korkosze)- CIEŚLA
Jóźko  Myszkowski - TRAKTORZYSTA


Junackie hufce pracy – polska paramilitarna organizacja młodzieżowa z lat 1936-1939.
Junackie hufce pracy zostały utworzone dekretem Prezydenta RP z 22 września 1936 o służbie pracy młodzieży. Określono w nim, że służba pracy młodzieży jest zaszczytną służbą dla Narodu i Państwa, a polega na wykonywaniu pracy fizycznej dla potrzeb obrony Państwa lub jego interesów gospodarczych. Służbę pracy pełniono na podstawie zaciągu ochotniczego w junackich hufcach pracy. Oprócz tego hufce zapewniały przysposobienie do służby wojskowej oraz nabycie kwalifikacji zawodowych, wychowanie obywatelskie i oświatę ogólną. Do junackich hufców pracy przyjmowano przede wszystkim młodzież bezrobotną obojga płci, w wieku od 18 do 20 lat. Przyjętym przysługiwała nazwa junaków lub junaczek.

                               

Piotr Rebizant z kolegą w Junakach, lata powojenne.


Po drugiej wojnie światowej działały organizacje o podobnym charakterze, których członków również określano mianem junaków: "Służba Polsce" (1949-1955) i Ochotnicze Hufce Pracy (od 1959 roku).
Powszechna Organizacja „Służba Polsce” (SP) - polska państwowa młodzieżowa organizacja paramilitarna, utworzona 25 lutego 1948. Przeznaczona była dla młodzieży w wieku 16 – 21 lat
Utworzona została ustawą z 25 lutego 1948 o powszechnym obowiązku przysposobienia zawodowego, wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego młodzieży oraz o organizacji spraw kultury fizycznej sportu. Artykuł 1 tej ustawy wprowadził obowiązek powszechnego przysposobienia zawodowego, wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego młodzieży celem włączenia twórczego zapału młodego pokolenia do pracy nad rozwojem sił i bogactwa Narodu oraz celem rozszerzenia systemu wychowania narodowego, przedłużenia kształcenia i wychowania młodzieży poza okres obowiązku szkolnego. Dla bezpośredniego kierownictwa powszechnym przysposobieniem młodzieży utworzono powszechną organizację przysposobienia zawodowego, wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego młodzieży "Służba Polsce". Powszechny obowiązek przysposobienia zawodowego obejmował naukę, wykonywanie pracy okresowej (do 6 miesięcy) oraz wykonywanie pracy dorywczej, do 3 dni w ciągu miesiąca. Zwolnione od tego obowiązku były m.in. osoby uznane za niezdolne do pracy fizycznej, kobiety zamężne lub ciężarne, osoby, które odbyły zasadniczą służbę wojskową, jedyni żywiciele rodzin i duchowni; komendant główny mógł nadto zwolnić inne osoby.
Organizacja politycznie kontrolowana była przez PPR (później PZPR) za pośrednictwem Związku Walki Młodych (ZWM), później ZMP, organizacyjnie powiązana z wojskiem. Organizacja prowadziła obowiązkowe przysposobienie zawodowe, wojskowe, wychowanie fizyczne oraz indoktrynację polityczno-ideologiczną. Art. 52 ustawy przewidywał, że kierownicy i instruktorzy: obowiązani są organizować naukę, pracę, ćwiczenia i spędzanie wolnego czasu młodzieży w taki sposób, by wyrobić w niej zamiłowanie do pracy nad odbudową kraju i zwiększeniem jego mocy, wpoić jej poczucie obowiązków obywatelskich i miłości Ojczyzny.
W 1949 do "Służby Polsce" należało około 1,2 mln osób.
Jednostkami organizacji były brygady, bataliony, hufce i drużyny. Młodzież organizowano w jednostkach tworzonych w miejscach zamieszkania lub zatrudnienia - hufcach (miejskie, wiejskie, szkolne, zakładowe) oraz w ramach skoszarowanych oddziałów, w których dziewczęta i chłopcy pracowali z dala od domów - brygadach (operacyjne, inwestycyjne, rolne i in.). Brygady SP pracowały między innymi przy:
Do specjalnych brygad, tzw. „nadkontyngentowych” pracujących w kopalniach i kamieniołomach wcielano przymusowo młodzież z grup społecznych uznawanych przez władze za wrogie politycznie (zamożni rolnicy, przedwojenni kupcy, przemysłowcy, urzędnicy państwowi, mniejszość ukraińska). W 1953 ograniczono liczbę hufców i brygad oraz pracowników oraz wprowadzono zaciąg ochotniczy.
Zgodnie z art. 18 ustawy, organami "Służby Polsce" była główna komenda oraz wojewódzkie, powiatowe (miejskie) i gminne komendy. Komendant główny był powoływany przez Prezydenta RP na wniosek Ministra Obrony Narodowej, zatwierdzony przez Radę Ministrów (art. 20 ust.1). W części ministerstw utworzono biura lub wydziały dla współdziałania z organizacją. Obsada komend składała się według ustawy m.in. z żołnierzy służby czynnej oraz rezerwy, a także instruktorów, kierowników robót i specjalistów, delegowanych przez właściwych ministrów. Powiatowym (miejskim) komendantom "Służby Polsce" powierzono m.in. prowadzenie ewidencji młodzieży, podlegającej powszechnemu obowiązkowi przysposobienia zawodowego, wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego. Koszty działania organizacji pokrywane były przez Radę Ministrów i poszczególne ministerstwa.
"Służba Polsce" została rozwiązana 17 grudnia 1955. Jej następcą zostały Ochotnicze Hufce Pracy, powołane w 1958.



Mój tato Stanisław Rebizant ( Orneta 27. 10. 1971 - 17. 10. 1973 )

Mój tato Stanisław Rebizant  z kolegami( Orneta 27. 10. 1971 - 17. 10. 1973 )

 Proszę o kontakt, jeśli któryś z Panów rozpoznaje się na fotografii:)


Moi rodzice Alina (Gruszczyńska) i Stanisław Rebizant, lipiec 1974 rok. Świadkowie - Maria Rebizant i Andrzej Gruszczyński.


REBIZANTY
OPIS DOMÓW I RODZIN "od końca", 
czyli od zabudowań moich dziadków Stanisławy i Piotra




1. prapradziadkowie EWA BRUŚ I ANDRZEJ ZABORNIAK, ANTONINA I JAN ZABORNIAK
( nie mieli własnych dzieci), dziadkowie STANISŁAWA I PIOTR REBIZANT 
( JAN, tato STANISŁAW, JÓZEF, MARIA, ANDRZEJ, FRANCISZEK)

2. ANDRZEJ REBIZANT "BEDNARZ", JAN KOGUT I MARIA STELMACH ( WŁADYSŁAW, HELENA, MAREK, ANDRZEJ, DOROTA, ZOFIA, ZDZISŁAW, LESŁAW)

3. ELIASZ  "ILKO" I STEFANIA ( KATARZYNA, MARIA, HELENA, STEFAN)

4. REBIZANT PAWEŁ I NATALIA (SIOSTRA ELIASZA), MIKOŁAJ REBIZANT I MARIA KOPER

5. REBIZANT JAN I BRONISŁAWA BABIARZ ( KAZIMIERZ syn Mikołaja, RYSZARD syn Jana)


6. REBIZANT ANDRZEJ "KLUSEK", IGNACY SZCZEPAŃSKI I JANINA ( BRONISŁAWA, MARIAN)
7.  ELIASZ "ILKO" REBIZANT I MARIA TEPIŁO, JAN REBIZANT "KRAWIEC" I JADWIGA BONDYRA (ZOFIA, JÓZEF, MIECZYSŁAW, GIENEK, WIESIEK, RENIA)

DROGA SUSIEC - HUTA RÓŻANIECKA

1.LEPAK GMITER Z PŁAZOWA I KATARZYNA Z MYSZKOWSKICH,
pradziadkowie KUDYBA MICHAŁ I STEFANIA RADWAŃSKA z dziećmi, wyjechali do Wołowa, na Rebizantach została moja babcia Stanisława (Rebizant) i jej siostra Helena (Ważna)14 SIERPNIA 1954 ROKU, BABCIA STASIA I DZIADEK PIOTR PRZENIEŚLI SIĘ DO DOMU ZABORNIAKÓW, WAŻNY KAZIMIERZ,

2. REBIZANT ALEKSANDER "OLESZKO" I RÓŻA, ŁAGOWSKI JÓZEF Z PAAR I KSENIA REBIZANT (WIESŁAWA, ZOFIA, STASZKA, JAN, KATARZYNA)

3. KUSZCZAK ANDRZEJ, WAŻNY MARIAN I HELENA KUDYBA ( KAZIMIERZ, KRYSTYNA, HANNA, FRANCISZEK(MACIEK)

4. KUZINA JAN, MYSZKOWSKI JÓZEF I WŁADYSŁAWA ( nie mieli dzieci, rodzina Franciszki Myszkowskiej, żony Andrzeja Rebizanta, brata dziadka Piotra)

5. prapradziadkowie: REBIZANT KATARZYNA I JAN, pradziadkowie REBIZANT ALEKSANDER I ANNA ZABORNIAK ( JAN,  dziadek PIOTR, ANDRZEJ, STEFAN )

REBIZANTY - KORKOSZE - STARA HUTA - BANACHY: HUTA SZUMY





 Kościółek/Zamczysko



 

15 komentarzy:

  1. Szeroki strumień informacji. Czytając od poczatku myslalem, ze to tylko zbieżność nazwisk, ale po dłuższej chwili czytania okazuje się, że jestem spokrewniony od strony dziadka. Świetny blog i cieszę się, że ktoś opisał wydarzenia na podstawie opowiadań ludzi, którzy na własnej skórze doświadczyli okrucieństwo wojsk hitlerowskich.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za komentarz:) Bardzo się cieszę, że informacje zostały przeczytane "od deski do deski" i przyczyniły się w efekcie do ujawnienia kolejnego krewnego. Pozdrawiam. Monika

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe wiadomości.
    Może znajdę kiedyś pokrewieństwo z moim pradziadkiem Tomaszem Zaborniakiem s. Ludwika z Płazowa.
    Pozdrawiam
    Grzegorz

    OdpowiedzUsuń
  4. W poszukiwani moich przodkow trafilem na tego bloga i z wielkim zainteresowaniem przypominaly mi sie podobne informacjie, ktore przekazywala mi moja rodzina pochodzaca z Suscca. nazwiska ktore tutaj sie pojawiaja sa mi bardzo blizkimi: Drazek, Skiba, Kolmer, Kudyba stanowia rowniez czesc mego drzewa rodzinnego.
    Serdeczne pozdrowienia z Heidelberg
    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  5. No chyba wszyscy o tym nazwisku są jakoś ze sobą spokrewnieni :)
    Nie znam tak dobrze swojego drzewa genealogicznego, ale tata Rebizant jak był mały, mieszkał w Rebizantach :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Alez mnie wciagnelo
    Przeczytalam od deski do deski
    Dziekuje za podzoelenie sie

    OdpowiedzUsuń
  7. Co do Pawła i Natalii Rebizantów, syn Mikołaj i żona Marianna /nie Maria/ z domu Koper.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzień dobry, znalazłem w swoim drzewie genealogicznym siostrę mojego pradziadka o imieniu i nazwisku Wiktoria Rebizant z domu Gmiterek. Gmiterkowie pochodzą z Narol-wieś urodzoną w 1895 a zmarła w 1969 roku. Jeżeli ktoś wie coś o dalszym losie Wiktorii Rebizant prosiłbym o kontakt na mój adres mailowy. Pozdrawiam z Katowic

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzien dobry, nazywam sie Arnold Rebizant jestem synem Benedykta Rebizant. Ojciec pochodzi z Rebizantow ale chyba nie jest spokrewniony z nikim z rodzin z bloga.
    zelig34@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam serdecznie! Właśnie skończyłam czytać Pani bloga mojej babci. Ma lat 86 i doskonale pamieta Pani rodzinę w Rybnicy! Ba! Sama będąc mała jeździłam do młyna z dziadkami;) pochodzimy z Krasnobrodu, dziadek Józef Mielniczek i Władysław. Wkradł się również mały błąd jeśli chodzi o Mielniczków, bowiem Maria Mielniczek po mężu Wyszomirska (siostra rodzona mojego dziadzia) nie była córką Jana, tylko Józefa;) Proszę wspomnieć najbliższym o moim dziadziu i babci, napewno wspominają!
    Ps proszę o kontakt, może w "lepszych czasach" przywiozę babcię i sie spotkamy?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, bardzo dziękuję za wiadomość. Zaraz po przeczytaniu komentarza zadzwoniłam do mojej mamy, Aliny, która pamięta Pani dziadków. Moja mama dużo lepiej się orientuje w tych rodzinnych historiach  a o pomyłki nie trudno, bo imię Józef czy Jan jest w naszych rodzinach bardzo popularne, a jak dojdzie takie samo nazwisko, to tym bardziej. Postaram się poprawić pomyłkę jak najszybciej. Ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu, żeby pisać coś nowego i muszę sobie odświeżyć pewne rzeczy. Oczywiście, cieszę się zawsze, gdy ktoś doda coś nowego i bardzo się cieszę z tej wiadomości. Pozostaję w kontakcie, bo " lepsze czasy" z pewnością wrócą a z Krasnobrodu do Rybnicy nie jest daleko. Podaję mojego e -  maila, żeby było wygodniej napisać: monikarebizant@o2.pl. Serdecznie pozdrawiam Panią i Pani Babcię.
      Monika

      Usuń
  12. Witam! Jestem prawnuczką Mikołaja i Bronisławy Rebizant. Mój dziadek, Kazimierz, był synem Mikołaja i Bronisławy :) Bronisława zmarła w 2019r. w wieku 101 lat. Ryszard Rebizant, syn z małżeństwa z Janem, zmarł w 2020r. Czy oprócz tego posta dokumentującego nasze korzenie, stworzyła Pani drzewo genealogiczne? :)
    Pozdrawiam, Angelika

    OdpowiedzUsuń
  13. I am the great-grandson of Nikolaj Tepilo and Maria (Chomyn) Tepilo. Their oldest daughter was Maria Tepilo, wife of Eljasz Rebizant, who stayed in Rebizanty when the family left for Canada in 1903. In 2015, I came to Rebizanty and I met Jan Rebizant.

    Regards, Byron Budd

    OdpowiedzUsuń